Taylor Swift niecałe dwa tygodnie po rozstaniu z Calvinem Harrisem, z którym spotykała się ponad rok, związała się z Tomem Hiddlestonem. W ciągu kolejnych kilkunastu dni piosenkarka przedstawiła aktora swojej matce, poznała przyszłą teściową i odwiedziła Wielką Brytanię. Później zakochana i dość niespodziewanie nie unikająca paparazzi para udała się wspólnie do Rzymu oraz Nowego Jorku, gdzie w willi na Long Island odbyła się słynna, coroczna impreza Swift z okazji Święta Niepodległości 4 lipca. Następnie gwiazda towarzyszyła Tomowi w podróży do Australii - kręci tam kolejną część Avengersów.
Tempo romansu oraz narracja, którą w kwestii rozstania z Harrisem narzucili PR-owcy Taylor mediom, niemal od samego początku wywołała podejrzenia, że nowy, idealny związek jest kolejnym marketingowym zagraniem. 27-letnia piosenkarka od lat świetnie zarządza swoim wizerunkiem, podobnie jak Beyonce, zarabiając na tym miliony dolarów. Hiddleston poczuł się więc w obowiązku poinformować cały świat o swoich zamiarach wobec nowej dziewczyny.
Jak najlepiej to powiedzieć? Prawdą jest, że ja i Taylor Swift jesteśmy parą i jesteśmy bardzo szczęśliw**i** - mówił w rozmowie z The Hollywood Reporter. Taka jest prawda. To nie jest medialna ustawka.
Były chłopak Taylor ma na ten temat inne zdanie - Harris, jako pierwszy z porzuconych przez nią partnerów, przerwał milczenie i napisał szczerze, że "nie da się zniszczyć jak Katy Perry"...