Na początku maja tego roku Warszawski Sąd Okręgowy wydał wyrok w procesie z powództwa Kamila Durczoka o ochronę dóbr osobistych. Dziennikarz domagał się 7 milionów złotych za straty wizerunkowe, które, jego zdaniem, poniósł z winy dziennikarzy tygodnika Wprost. Chodzi o opublikowany na początku zeszłego roku artykuł, zatytułowany Ciemna strona Kamila Durczoka. Opisano w nim prywatne rozrywki dziennikarza, sugerując, że należy do nich zażywanie narkotyków, oglądanie twardej pornografii, również zoofilskiej i noszenie szpilek. Zobacz: "Wprost" o "ciemnej stronie Durczoka": "BIAŁY PROSZEK, akcesoria erotyczne, FILM ZOOFILSKI…”
Sąd uznał jednak 7 milionów złotych za kwotę zbyt wygórowaną i szkody wizerunkowe poniesione przez Durczoka wycenił na pół miliona. Przy czym, jak podkreślił wydawca tygodnika, sędzia nie oceniał prawdziwości zamieszczonych informacji lecz tylko to, czy można było je ujawnić.
Wydawca tygodnika od chwili ogłoszenia wyroku zapowiadał apelację. Przepraszanie i ponoszenie jakiegokolwiek ciężaru finansowego za pisanie prawdy jest niezgodne z ideą państwa wolnego - oświadczyła wówczas radca prawny tygodnika Paulina Piaszczyk.
Jak donosi Super Express, właśnie wpłynął odpowiedni wniosek.
Wydawca "Wprost" złożył apelację od wyroku. Zaskarża w niej pięć punktów orzeczenia - potwierdza pracownik warszawskiego Sądu Okręgowego.
Reprezentujący Durczoka mec. Jacek Dubois podchodzi do sprawy ze spokojem.
Spodziewaliśmy się apelacji - komentuje w tabloidzie. Wyrok sądu I instancji był dla nas bardzo korzystny, więc zdawaliśmy sobie sprawę, że pozwani skorzystają z prawa do dalszej obrony.
Początkowo jednak wyrok z 9 maja nie wydawał się aż tak korzystny. W końcu Durczok domagał się 7 milionów, a ma szansę tylko na pół miliona, czyli na 14 razy mniej, niż żądał.
Przypomnijmy, że jednocześnie toczy się druga sprawa z powództwa Durczoka przeciwko tygodnikowi Wprost, o ujawnienie bulwersujących zwyczajów, panujących w redakcji Faktów, z molestowaniem i mobbingiem włącznie. Nie podano wprawdzie nazwiska osoby, która dopuściła się takiego zachowania, jednak Omenaa Mensah ujawniła wtedy, że "tak jak wszyscy wiedzą, o kogo chodzi". Były szef Faktów domaga się od wydawcy kolejnych 2 milionów złotych.