Meksykanie mają ostatnio spore powody do złości. Od kilku dnia w mediach wrze, bo dziennikarze ujawnili, że prezydent Enrique Pena Nieto wcale nie jest tak wykształcony, na jakiego się kreuje. Polityk… popełnił plagiat, pisząc swoją pracę dyplomową.
Aferę wykryła grupa dziennikarzy śledczych, na czele z jedną z najsłynniejszych meksykańskich reporterek, Carmen Aristegui. Chodzi o sprawę z 1991 roku. Okazało się, że praca Nieto pt. "System prezydencki w Meksyku a Alvaro Obregon", dzięki której ukończył studia, w jednej trzeciej nie jest jego autorstwa.
Sprawa jest o tyle bulwersująca, że polityk studiował… prawo. Jak ustalili dziennikarze, na 682 akapity, aż 197 zostało przepisanych z cudzych tekstów.
Skandal ma przede wszystkim wymiar wizerunkowy i jeszcze bardziej zaszkodził już i tak dramatycznie niskim notowaniom prezydenta.
Rzecznik rządu, Eduardo Sanchez, próbował ratować sytuację, nazywając skopiowane fragmenty… "błędami stylistycznymi".
Dziennikarka, która ujawniła te informacje została w 2015 roku zwolniona z radia MVS, oficjalnie za "wykorzystanie rozgłośni do stworzenia internetowej platformy dla dziennikarstwa śledczego".