Jesienią zeszłego roku Doda oficjalnie potwierdziła, że jej "droga z Emilem dobiegła końca". Podobno niemile zaskoczyły ją pewne szczegóły z życia narzeczonego, o których "zapomniał" jej powiedzieć. Chodziło o siedmiomilionowe zadłużenie w Urzędzie Skarbowym, uzależnienie od alkoholu i dwie nieślubne córki.
Rabczewska wprawdzie lojalnie zapewniała w tabloidach, że o wszystkim od dawna wiedziała, ale w końcu jej cierpliwość się skończyła. W rewanżu Emil zażądał od niej zwrotu wszystkich prezentów, jakie od niego dostała, a także oskarżył ją o… kradzież należącej do niego szafy wraz z zawartością. Sprawa jest obecnie w sądzie.
Rozgoryczona Doda zwierzyła się ponoć znajomym, że "ciągle trafia na dziwnych facetów". Haidar po rozstaniu zaczął podobno prześladować ją SMS-ami, czatować na nią pod gabinetem ortopedycznym i ciągać po sądach. Obecnie procesują się o zwrot prezentów oraz skradzionej rzekomo szafy. Dorota, której ostatnio coraz bliżej do środowisk prawicowych oraz zachwytu Antonim Maciarewiczem i filmem Historia Roja postanowiła podzielić się z czytelnikami magazynu Party swoimi podejrzeniami co do narodowości Haidara. Jej zdaniem, oszukał ją, ponieważ… jest z pochodzenia Syryjczykiem.
Taka jest cena za zadawanie się z osobami niehonorowymi i głośne mówienie tego, co myślę - komentuje z goryczą piosenkarka. Dzisiaj dochodzę do wniosku, że poprzedni rok dał mi taką wiedzę o mężczyznach, jakiej kilka ostatnich lat mi nie dało. Dziękuję Bogu, że dostałam ostrzeżenie, zanim sprawy zabrnęły za daleko. Pomogła mi zaciekłość byłego narzeczonego, wynikająca może z niepolskiej mentalności. Ona szybko wyleczyła mnie z miłości i sprowadziła na ziemię. Pozory mylą. Dostałam lekcję w pigułce. Nauczyłam się, że lepiej coś skończyć natychmiast niż reanimować na siłę. Wcześniej tak nie myślałam, walczyłam do końca. Teraz widzę, że to bez sensu. Nie mówię o czymś tak banalnym jak syndrom Piotrusia Pana czy narcyzm. Większość nałogowców potrafi się długo maskować, a ja mimo najszczerszych chęci nie jestem w stanie pomóc.
Czyli, mimo zapewnień, że kończy z opowiadaniem o życiu prywatnym w kolorowych magazynach, jednak nie zrezygnowała z publicznego rozliczania się z byłymi chłopakami.
Nie mam szczęścia do facetów - komentuje filozoficznie Rabczewska. Ale są to po prostu moje złe wybory. Mimo to każdy, kto pojawił się w moim życiu, nawet jeśli nie był tego wart, wniósł coś do niego. Czasem to ja pojawiałam się po to, żeby komuś pomóc. Jak na przykład Nergalowi. Gdybym miała cofnąć czas, zrobiłabym to samo. Nie popadam z obsesję. Słowo daję, że nigdy przy żadnym partnerze nie czułam się wykorzystywana do wylansowania się. Po rozstaniu owszem, aż piekły mnie uszy. Show biznes jest przecież zakłamany. Nauczyłam się grać w tę grę, ale nie angażuję się w to emocjonalnie.
Wy też macie wrażenie, że każde rozstanie Doroty wygląda bardzo podobnie? Naprawdę życzymy jej, żeby wreszcie spotkała kogoś, kto będzie spełniał jej oczekiwania - nie tylko te dotyczące "grubego penisa i portfela".