Wczoraj w sieci głośno zrobiło się o Rafale Betlejewskim. Dziennikarz TTV (stacji należącej do TVN-u) w telewizyjnym programie postanowił wykorzystać niczego nieświadomych, zdesperowanych ludzi, którzy od bardzo dawna rozpaczliwie poszukują pracy. Zorganizowano prowokację w Radomiu: po publikacji fikcyjnego ogłoszenia o pracę dwójka aktorów przeprowadzała "rozmowy kwalifikacyjne" z bezrobotnymi. Stosując różne techniki manipulacyjne chciano sprawdzić, jak daleko się posuną i jak wiele zniosą biedni ludzie, żeby dostać pracę. Ośmieszając ich pokazano, jak jedna z kobiet zgodziła się na polecenie rekruterki zrobić 10 przysiadów, a inny kandydat zdecydował się na przyjęcie pracy podczas której będzie musiał... mieć na sobie pieluchę. To tylko kilka przykładów. Zobaczcie: Dziennikarz TTV poniżył zdesperowanych ludzi! Udawał, że da im pracę...
Betlejewski zostały skrytykowany zarówno przez dziennikarzy, jak i socjologów. Ich zdaniem ten upadlający ludzi program w ogóle nie powinien zostać wyemitowany. Jego "gwiazda" broni się twierdząc, że zafundował on bezrobotnym tylko to, co i tak mogłoby ich spotkać w trakcie każdej rozmowy kwalifikacyjnej. Przyznaje, że zabawił się ich kosztem dla oglądalności i zysku Grupy TVN.
Wiem, że nie spodziewały się tego, co je spotka, wiem, że szukały uczciwego zajęcia, że dzielnie walczą o siebie w bezlitosnym środowisku polskiego kapitalizmu. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że robiliśmy tylko to, co naprawdę zdarza się podczas rozmów kwalifikacyjnych. Poddaliśmy próbie bogu-ducha-winnych ludzi po to, byśmy wszyscy mogli się nauczyć, czego nie wolno robić, jak nigdy się nie zachowywać i czego nie możemy tolerować - tłumaczy się wrażliwy społecznie dziennikarz. Mam nadzieję, że ta nauka nie pójdzie na marne i przed naszą następną rozmową kwalifikacyjną wszyscy będziemy mądrzejsi. Wszyscy uczestnicy programu otrzymują wyraźną informację o tym w czym wzięli udział, gdzie to będzie emitowane i są proszeni o wyrażenie zgody na publikację. Czasami dostają za to wynagrodzenie, czasami nie.
Zdaniem Betlejewskiego to, co zrobili tym ludziom, to forma telewizji zaangażowanej. Twierdzi, że zawsze można upaść niżej - sięgnąć dna typu program Taniec na Lodzie.
Czemu to robimy? Ktoś powie, że dla oglądalności. To prawda. Ale oglądalność można osiągnąć też rozrywką w stylu Taniec Na Lodzie, my jednak wybraliśmy robienie telewizji zaangażowanej, trudnej, poruszającej społeczne struny.
Widać, że nigdy nie poczuł tego, co naprawdę przeżywają bezrobotni. Inaczej nie poniżałby ich przed kamerą dla zabawy i pieniędzy.