Telewizja publiczna rozpoczęła emisję trzeciego już sezonu "misyjnego" programu Rolnik szuka żony. Trudno się dziwić. Poprzednie okazały się dużym sukcesem. Nie licząc kilku wpadek, na przykład z rzucaniem złych uroków oraz gdy narzeczony okazał się żonaty, dwóch na dziesięciu uczestników znalazło żony, a niektórzy nawet zostali celebrytami. Najbardziej pechowi okazali się uczestnicy pierwszej edycji. Pewnie dlatego, że nie zgłosili się do programu po żony tylko po popularność.
Druga edycja skończyła się dwoma ślubami, jedną ciążą oraz coming outem kandydatki Roberta, która postanowiła związać się z kobietą. Sukces drugiej edycji przekonał szefów TVP, że warto dalej realizować "misję". W trzecim sezonie znów znalazła się jedna kobieta, Monika Jezior, zawodowa uczestniczka zawodów jeździeckich. W rozmowie z Rewią przyznaje, że do programu zgłosiła ją mama, która woli, by zamiast głupstwami zajęła się rodzeniem dzieci.
Wciąż czekam na wnuki, bo Monika mi je obiecała - żali się mama rolniczki. Chcę mieć dwoje: dziewczynkę i chłopca.
32-letnia Jezior, absolwentka Wydziału Prawa Uniwersytetu Wrocławskiego, ma na razie trochę inne plany, chociaż przyznaje, że przydałoby się wsparcie.
Po cichu marzę o starcie na igrzyskach olimpijskich - ujawnia w tabloidzie. Chciałabym też wyhodować konia - olimpijskiego medalistę. Mama podjęła decyzję za mnie. Sama na pewno nie zdecydowałabym się na tak desperacki krok. Jednak potrzebuję męskiego wsparcia, na dłuższą metę nie dam rady.
Tabloid tłumaczy, że Monice brakuje "męskiego ramienia":
Uwielbia kino i ogląda wszystkie nowości filmowe, namiętnie czyta też kryminały - donosi Rewia. A potem w nocy miewa koszmarne sny i budzi się ze strachu. I wtedy właśnie brakuje jej tego mocnego, męskiego ramienia.