_
_
Beata Tadla została zwolniona z telewizji publicznej, jako jedna z pierwszych ofiar "dobrej zmiany", jeszcze w styczniu tego roku. Przez kolejne kilka miesięcy obowiązywał ją zakaz konkurencji, więc nie mogła dogadać się z żadną inną stacją. Tymczasem jej partner, pogodynek Jarosław Kret, nadal brylował w telewizji i na bankietach, podczas gdy Tadla siedziała w domu zamartwiając się o przyszłość i wynoszący 860 tysięcy złotych kredyt, zaciągnięty na segment pod Warszawą.
Podobno miała żal do partnera o to, że ciągle baluje. Pretensje Tadli i brak wyrozumiałości ze strony jej partnera położyły się cieniem na ich miłości. Do czasu, gdy w czerwcu tego roku również Jarkowi podziękowano za pracę.
W ten sposób Jarosław przekonał się, że nawet prezenter tak mało upolitycznionej dziedziny jak pogoda, nie może być pewien swojej przyszłości w TVP. Rozżalony Kret porównał nowych szefów telewizji publicznej do bolszewików, strzelających bez ostrzeżenia
Zobacz: Kret o zwolnieniu z TVP: "Chyba nikt nie jest gotowy na to, że nagle WEJDĄ I GO ZASTRZELĄ"...
Role w jego związku z Tadlą szybko się odwróciły. Beata właśnie przygotowuje się do objęcia stanowiska prowadzącej serwisu informacyjnego w Nowa TV, zaś Kret siedzi w domu i martwi się o karierę. Jak donosi Fakt, z jego odważnych zapowiedzi, że stacje telewizyjne będą walczyć o niego, niewiele wynikło
Myślał, że wszyscy będą się o niego bić. Tymczasem ofertom, które mu złożono, daleko do pracy jego marzeń - ujawnia w tabloidzie znajomy pogodynka. Z jednej strony Jarek kibicuje Beacie i cieszy się, że dostała pracę w Nowa TV. Jest mu jednak trochę żal, że on na swój powrót musi jeszcze poczekać.
_
_
__