Niepisaną regułą w show biznesie jest to, że im ktoś jest bogatszy, tym chętniej opowiada o tym, jak bardzo był biedny w młodości. Jolanta Kwaśniewska żaliła się w Gali, że byli z Olkiem tak biedni, że musieli żywić się owocami morza i obywać się bez mebli ogrodowych. Anna Lewandowska wspominała, jak chodziła w dziurawych butach i żywiła się w Caritasie, zaś Dominika Kulczyk wyznała w jednym z wywiadów, że zdarzało jej się chodzić do szkoły boso, bo wstydziła się drogich butów, więc utopiła je w strumieniu.
Grażyna Szapołowska, promująca się na kobietę luksusową i niedostępną gwiazdę w starym stylu złotej ery Hollywood, postanowiła ujawnić w Vivie, że ona także zaznała smaku biedy. Wyznała, że za młodu codziennie walczyła o przeżycie w futrze z soboli.
To był protest przeciwko komunizmowi i szarzyźnie, jaka wtedy panowała - wspomina aktorka. Futro przywiozłam w plastikowej siatce, a na wierzchu był kilogram masła i duże opakowanie czekoladek, żeby zmylić celników. Nosiłam sobole codziennie, kiedy było zimno. To był czas, kiedy przebywałam w Rzymie, kręcąc film z Florestano Vancinim. Futro dałam do uszycia jednemu z najznakomitszych kuśnierzy, zresztą za bajeczną sumę, przy okazji zwinął mi dwie skórki. Cóż, Włosi...
Z czasem takie futra przestały robić wrażenie. Mam w szafie może trzy futra. Chodzę w nich na spacery z psem. Wszyscy byliśmy kiedyś biedni, wszyscy zaczynaliśmy nie mając niczego. Moje życie nie było łatwe. Nie mówiłam o tym nikomu, bo nikogo nie interesowało, że komuś też jest ciężko - zwierza się Grażyna. Byłam matką samotnie wychowującą dziecko i dużo pracowałam za granicą. Musiałam dziecko podrzucać mamie. A potem wracałam do spustoszonego domku w Pustelniku, obrabowanego przez złodziei. I paliłam w piecu nazbieranym drewnem.
Wkładałam do pieca drewno, żeby choć trochę się ogrzać, spałam otulona w koce, z wełnianą czapką na głowie, żeby jakoś dotrzymać do rana i samolotem wylecieć na Węgry czy do Francji, żeby dalej kręcić film. Futro jeździło ze mną, bo bałam się, że mi je ukradną. Na wynajęte maleńkie mieszkanko na Rutkowskiego szła cała moja teatralna pensja. Pomyślałam wtedy, że muszę kogoś poprosić o pomoc. Doradzono mi, żeby zwrócić się do wojska. Napisałam więc list do generała Janiszewskiego.
Niedługo potem dostałam wiadomość, że pan generał chce mnie widzieć. To było po filmie "Lata dwudzieste... lata trzydzieste". Generał przyjął mnie w swoim gabinecie i spytał: "Co panią do mnie sprowadza?". A ja: "Bieda, panie generale, bo nie mam gdzie mieszkać, a wychowuję małą córeczkę". A on na to: "Pani? Przecież pani mieszka w pałacu, sam widziałem". Oto, co znaczy magia filmu.
Generał nie był, oczywiście, jedynym komunistą, który uległ czarowi Grażyny. Podczas zdjęć do filmu Piękna nieznajoma prześladował ją w Petersburgu ówczesny premier Rosji, Wiktor Czernomyrdin.
Pod moimi drzwiami w hotelu Pribałtckaja co wieczór stał bukiet róż od niego i cygańska orkiestra grała rosyjskie romanse - wspomina Szapołowska. Wszystko po to, żebym zeszła na dół. A ja pracowałam i chciałam być wyspana. Powiedziałam: "Dziubasku, po co mi te orkiestra". Nigdy nie imponowali mi mężczyźni, którzy swoim stanem posiadania mogliby wnieść do mojego życia coś ciekawszego niż grający na saksofonie łapserdak, który zbiera pieniądze do kapelusza. Dla mnie rozmowa z takim człowiekiem z ulicy jest bardziej pociągająca niż obrzucanie kwiatami przez premiera Rosji. Luksus nie polega tylko na majątku i władzy.
Być może władza kojarzy jej się źle także dlatego, że prawie 6 lat temu jej stary znajomy Jan Englert skorzystał z niej, żeby wyrzucić ją z pracy w Teatrze Narodowym. Szapołowska do tej pory nie może o tym spokojnie mówić.
Kiedy mnie Jan Englert pozbawił teatru, nie mogłam spać, jeść, nawet nie chcę sobie tego przypominać - mówi aktorka.
Czyli przyjaźń jest już raczej nie do uratowania... Kiedy jeszcze spędzali z rodzinami wspólne wakacje w Juracie, nazywała go Jankiem.