Małgorzata Rozenek-Majdan okazała się jedną z uczestniczek Azja Express, które dzięki programowi zyskały najwięcej. Drugą będzie prawdopodobnie Renata Kaczoruk, która już dostała szansę na "reżyserski debiut" w TVN Style.
Trudno się w takiej sytuacji dziwić, że właśnie między nimi dwiema panuje największa rywalizacja, która, jak wszystko na to wskazuje, znajdzie swój finał w sądzie. W awanturę między Renatą i Małgorzatą, rozpoczętą w Azji, aktywnie włączył się narzeczony Kaczoruk, Kuba Wojewódzki, który w wywiadzie dla Playboya elegancko wypomniał Małgorzacie romans z Piotrem Kraśko oraz to, że "weszła do show biznesu jak do agencji towarzyskiej". Przy okazji, jak zauważyła Paulina Młynarska, odejmując sobie 10 lat: Młynarska złośliwie o Rozenek: "Przy okazji porządków wywaliła z dowodu 10 zbędnych lat!"
W wywiadzie dla Vivy Małgorzata zapewnia, że wcale się nie przejmuje Renatą, Kubą ani swoim wiekiem. Twierdzi, że wszystko zaczęło się od... literówki.
To nie jest moja medialna afera. Więc się w niej nie czuję. Nie śledzę jej. Mam bardzo szeroką skalę akceptacji krytyki mojej osoby. I naprawdę nigdy nie reaguję na zaczepki - wyjaśnia najnowsza pani Majdan. Mierzę się z różnymi głupotami i tego też nie komentuję. Podam przykład. Gdy zaczynałam swoją telewizyjną pracę, w jakimś programie producentka podpisała belkę "Małgorzata Rozenek, lat 44". A miałam 34. Zwykła literówka, nikt nie zwrócił na nią uwagi. Ale potem przez lata wypominano mi, że odejmuję sobie dekadę. Nie mam z tym problemu. Bardzo często zarzucano mi dziwne rzeczy. Ale jest granica. Tą granicą jest przyzwoitość. Dopóki ktoś mnie nie obraża, mówiąc, że jestem głupia, ma prawo to robić. Bo to jego opinia. Ja mogę się tym przejmować, albo nie. Mam akurat to szczęście, że się nie przejmuję.
Najwyraźniej Gosia nie ma pamięci do szczegółów. Na szczęście Internet pamięta. Program, w którym pojawiła się jako "matka dwojga dzieci, mężatka od 7 lat", został wyemitowany prawie 7 lat temu. Wówczas na "belce" podano wiek 41 lat. Małgorzata twardo utrzymuje, że urodziła się w 1978 roku.
Małgorzata zapewnia także w wywiadzie, że, mimo dyskomfortu wywołanego obecnością Renulki, swoją azjatycką przygodę wspomina bardzo miło. Chociaż nerwy puściły jej do tego stopnia, że zastosowała do Kaczoruk słowo "bitch".
Pojechaliśmy do miejsca, gdzie sami byśmy się nie wybrali. Z czystym sumieniem mogłam zostawić dzieci, bo nie jechałam na wycieczkę, tylko do pracy - wyjaśnia w Vivie. Sprawy finansowe też raczej bardzo na plus. Efekt przerósł oczekiwania. Miałam tylko nadzieję, że Radosław nie będzie zły na mnie, bo przeze mnie przegraliśmy na tych schodach. Przez to moje pakowanie plecaka, 30 kilogramów. Spakowałam się jak jakaś blondynka do Azji. To było trudne. Jestem osobą, która umie przegrywać, ale nie lubi. Wściekła byłam bardzo na tych schodach. Na siebie. Tam można było ukryć siebie przez pierwsze dwa dni. Później jest się już zbyt zmęczonym, głodnym. I kamery pokazują prawdę. Niecierpliwość to moja największa wada. Gadulstwo. Absorbowanie otoczenia sobą.
Zdarza mi się przeklinać i trudno. Słowo "bitch" w języku angielskim nie ma aż tak pejoratywnego zabarwienia, jak odpowiednik w języku polskim. Ale nie będę się wymądrzać, bo przez kilka przejęzyczeń poszła fama, że nie znam tego języka. Więc mogłam nawet nie wiedzieć, co mówię. Mówi się, że dama pije, pali, przeklina i ogląda się za mężczyznami. Tego jednego nie robię. Jak się ma takiego fajnego, przystojnego faceta, to nawet jakbym chciała, to nie za bardzo mam za kim.
