Zakończona niedawno trzecia edycja misyjnego programu Jedynki, Rolnik szuka żony, pełna była kontrowersji i niespodzianek. Najpierw okazało się, że producenci dopuścili do udziału w show kobietę podejrzewaną o udział w śmierci dwóch swoich mężów - Beatę Dudę, czyli "Czarną wdowę" z reportażu Super Wizjera z 2011 roku. TVP zdecydowała się naprędce przemontować pozostałe odcinki tak, żeby Czarnej wdowy było w nich jak najmniej.
W ostatnim odcinku programu wyszło na jaw, że jego "misja" nie została spełniona. Żadna z par nie przetrwała kilku tygodni, nawet wyglądający na zakochanych Zbyszek i Irenka. Okazało się jednak, ż e miłość odnalazła Kasię i Dawida, odrzuconych kandydatów Szymona i Moniki. Zobacz: Odrzuceni przez rolników Kasia i Dawid ZARĘCZYLI SIĘ!
Tymczasem o kulisach produkcji opowiedział Łukasz Rzucidło, uczestnik drugiej edycji show, który walczył o serce rolniczki Anny. Czekał, aż przestanie obowiązywać do klauzula poufności, na którą zgodził się, podpisując kontrakt na udział w Rolnik szuka żony. Teraz zarzuca producentom reżyserowanie całego show, a także o zmniejszenie jego szans na bycie wybranym przez rolniczkę.
Nie mam zarzutów co do umowy, ale w niej było też napisane, że jeśli dostaniemy się do trójki, to przed przyjazdem do rolników, nie kontaktujemy się z nimi, żeby szanse były równe - wspomina w rozmowie ze Strefą Agro w Nowiny24. To zostało złamane. Między rozgrywkami sportowymi a spotkaniem u Ani minęło 3-4 tygodnie. W tym czasie nie powinniśmy mieć ze sobą kontaktu, a tymczasem Ania złamała regulamin i wręczyła swój numer telefonu Mariuszowi i Kubie. Mariusz postanowił z tego skorzystać, o czym dowiedzieliśmy się, gdy przyjechaliśmy do Ani. Byliśmy w kuchni, zapytałem o cukier. Podał mi go Mariusz, wiedział więc co i gdzie się w kuchni znajduje, a przecież oficjalnie byliśmy tam pierwszy raz. Wieczorem przyznał się, że już raz był u niej.
Rzucidło doszedł więc do wniosku, że jego dalszy udział w programie nie ma już sensu, chciał więc zrezygnować przed przyjazdem do gospodarstwa Anny. Okazało się jednak, że zgodnie z podpisaną umową, nie może tego zrobić.
Zadzwoniłem więc do produkcji i powiedziałem, że nie chcę przyjeżdżać, bo to nie ma sensu. Powiedziano mi, że muszę przyjechać, bo już jest nagrane, kto zostaje w trójce osób, która przyjedzie do Ani. Stwierdzono też, że to nie jest możliwe, że Ania i Mariusz mają ze sobą kontakt. Nie miałem pretensji do niej ani do niego, ale uważałem, że mój przyjazd jest bez sensu, skoro Ania już w zasadzie wybrała. Powiedziano mi jednak, że podpisałem umowę, w której zobowiązałem się, że przez rok jestem do ich dyspozycji i przyjechać muszę. Inaczej zapłacę karę - 200 tys. zł.
Telewizja Polska już poszukuje chętnych do udziału w kolejnej, czwartej już edycji show.