22 listopada gdański sąd orzekł koniec dziewięcioletniego małżeństwa Marty Kaczyńskiej i Marcina Dubienieckiego. Zanosiło się na to od dawna. Pierwszy pozew rozwodowy wpłynął do sądu prawie trzy lata temu. Wtedy jednak na przeszkodzie stanęły wybory do Parlamentu Europejskiego. Politycy Prawa i Sprawiedliwości uznali, że drugi rozwód bratanicy prezesa zaszkodziłby wizerunkowi partii. W kolejnej próbie znów przeszkodziły kampanie wyborcze, tym razem prezydencka i parlamentarna. Na szczęście okazało się, że wyborcy są wyrozumiali - nie zniechęciło ich nawet aresztowanie jej męża przez CBA pod zarzutem wyłudzenia 13 milionów złotych z Państwowego Funduszu Osób Niepełnosprawnych, prania pieniędzy w rajach podatkowych i działania w zorganizowanej grupie przestępczej. Razem z nim wpadła jego kochanka i wspólniczka Katarzyna M., była żona Artura Boruca.
Marcin D. spędził 14 miesięcy w krakowskim areszcie. Przez ten czas żona nie odwiedziła go ani razu, nie pozwalała mu także zobaczyć się z córkami. W październiku, gdy Marcin został wypuszczony za kaucją wynoszącą 3 miliony złotych (!) i wrócił do domu, odkrył, że w gdańskim sądzie czeka na niego kolejny pozew rozwodowy. Początkowo Marta i jej bliscy obawiali się, że mąż będzie chciał utrudnić rozwód. Wieloletnia przyjaciółka Kaczyńskich, Hanna Fołtyn-Kubicka w rozmowie z tygodnikiem Polityka wyraziła obawę, że Marcin może próbować szantażować Martę, by wstawiła się za nim u stryja w sprawie oddalenia ciążących na nim zarzutów.
Okazało się jednak, że bardziej zależy mu na szybkim ślubie z Katarzyną M. Ostatecznie on i Marta rozwiedli się podczas jednej krótkiej rozprawy. Poszło tym łatwiej, że kilka lat temu podpisali intercyzę. Sąd nie musiał więc ingerować w podział majątku.
Po rozwodzie Kaczyńska wyraźnie rozkwitła. Trudno się dziwić - toksyczny związek z niewiernym mężem musiał być dla niej ogromnym ciężarem. Po rozprawie odzyskała dobry humor i, jak donosi Dobry Tydzień, sprawia nawet wrażenie gotowej na nowy związek.
Uśmiechnięta, rozpromieniona, szczęśliwa. Taką Martę Kaczyńską oglądaliśmy, kiedy zaledwie pięć dni po rozprawie rozwodowej spacerowała u boku przystojnego bruneta po sopockim hipodromie. Jak co weekend przywiozła córki na trening z końmi - relacjonuje katolicki tabloid. Tym razem na miejscu czekał na nią nowy przyjaciel. Przywitali się pocałunkiem w policzek, a mężczyzna umilał Marcie czas oczekiwania na dziewczynki. Wziął na ręce ukochanego pieska Marty i oboje przechadzali się, co chwila wybuchając serdecznym śmiechem. Przystojny przyjaciel okazuje się także niezwykle romantyczny. Kaczyńska od jakiegoś czasu pokazuje na swoim Instagramie bukiety pięknych róż. Nietrudno odgadnąć, od kogo je dostaje.
Podobno jednak bliscy Marty nie są zachwyceni jej nową przyjaźnią. Obawiają się ponoć, że uczucia otaczających ją mężczyzn nie muszą być całkowicie szczere. Ostatecznie Marta jest najbliższą krewną najbardziej wpływowego człowieka w Polsce.
_**Tyle razy zawiodła się na mężczyznach, że musi być czujna**_ - ostrzega w Dobrym Tygodniu znajoma Kaczyńskiej. _**Marta jest bardzo ufną osobą. A niektórzy chcieliby ogrzać się w blasku jej nazwiska.**_
Sam Jarosław Kaczyński w autobiograficznej książce Polska naszych marzeń wytknął bratanicy fatalny gust, który, jego zdaniem, doprowadził do katastrofy, jaką okazało się jej drugie małżeństwo. Pierwsze zresztą także nie było specjalnie udane.
Marta szybko wyszła za mąż, co było dla nas pewnym zaskoczeniem. Nie musiała chwytać pierwszej możliwej okazji - skomentował w książce prezes PiS-u, po czym pokrótce omówił jej rozwód: Dla młodej kobiety to było straszne przeżycie. I to pewnie doprowadziło do drugiego, bardzo szybkiego małżeństwa. To była próba poratowania się, co jest psychologicznie zrozumiałe.
Marta długo nie mogła wybaczyć stryjowi tej publicznej psychoanalizy. Zobacz: Nie przyszła do sztabu, bo "była zbyt zraniona"!
Miejmy nadzieję, że przynajmniej wyciągnęła wnioski.