Od tajemniczego zaginięcia Ewy Tylman minął ponad rok. Dopiero w lipcu w Warcie niedaleko Poznania wyłowiono zwłoki młodej kobiety. Dowody jej śmierci okazały się wystarczające do postawienia zarzutów Adamowi Z. oskarżonemu o zniknięcie Ewy. Sąd przedłużył mu okres aresztu, a nadchodzący proces będzie jawny.
Gazeta Wyborcza dotarła do aktu oskarżenia przeciwko Adamowi Z. Dokument liczy aż 200 stron, a prokurator Magdalena Jarecka odtwarza w nim szczegółowo ostatnie chwile Ewy Tylman.
Według ustaleń prokuratury 22 listopada zeszłego roku Ewa Tylman spędziła wieczór z Adamem Z., współpracownikiem w drogerii. Najpierw byli z innymi kolegami z pracy na imprezie integracyjnej, którą kontynuowali na rynku w Poznaniu. Z czasem oboje byli pijani. Do Ewy próbował się dodzwonić jej chłopak, zaś Adam napisał do swojego chłopaka (!), że jest nietrzeźwy.
Około 2:15 w nocy zachowanie Adama wobec koleżanki się zmieniło. Wyszli jako ostatni z klubu, po czym mężczyzna zaczął obejmować i przytulać ją do siebie. Zaczął się z nią droczyć, aż oboje wywrócili się na ziemię. Ewa miała już problemy z chodzeniem, nie była w stanie wybrać numeru na telefonie. Poprosiła towarzysza, żeby zadzwonił po jej chłopaka. Adam wybrał jednak niewłaściwy numer, a gdy się dodzwonił, ostrym tonem nakazał przypadkowemu mężczyźnie, żeby "przyjechał po swoją laskę".
Od dziwnego telefonu sprawy potoczyły się bardzo szybko. O 3:21 na ulicy Mostowej dochodzi do sprzeczki, bo "Ewa Tylman wystraszyła się pobudzenia seksualnego Adama Z. i zaczęła przed nim uciekać". Zaczyna się kilkuminutowa gonitwa, złapana kobieta wyrwała się w kierunku skarpy, z której po krótkiej szarpaninie spadła.
Według prokurator Adam Z. zszedł ze skarpy łagodniejszym zejściem. Chwycił ją za ręce i szybko zaciągnął do wody. Najpierw ją podtopił, zanurzając pod wodę górną część ciała, potem resztę, by w końcu spławić je z nurtem rzeki.
Przez cały ten czas mężczyzna był w kontakcie ze swoim partnerem, w ostatnim SMS-ie napisał mu, że się zgubił. Niejasny w sprawie jest fakt, dlaczego upadek Ewy, podobnie jak moment wepchnięcia jej do wody, nie zostały nagane przez monitoring.
Ostatnia sekwencja zdarzeń została odtworzona na podstawie zeznań trojga policjantów. Według nich Adam Z. sam opowiedział, do czego doszło, jednak rozmowy nie zaprotokołowano. Oskarżony zaś nie przyznaje się do winy i utrzymuje, że był zmuszany przez funkcjonariuszy do przyznania się do morderstwa. Sprawa ta jest rozstrzygana w niezależnym śledztwie.
Wątpliwości wzbudza też pominięty w akcie oskarżenia eksperyment, w którym cała scena była odtwarzana przez pozorantów. Żadnemu z nich nie udało się zainscenizować morderstwa na manekinie w czasie wynikającym z ustaleń na podstawie monitoringu.
Proces w sprawie jednego z najbardziej zagadkowych morderstw ostatnich lat ruszy za tydzień.