_
_
Anita Lipnicka po dwóch latach współpracy z Varius Manx, odeszła w 1995 roku w atmosferze skandalu. Jak potem ujawniła w wywiadzie, Robert Janson i jego koledzy nigdy nie rozliczyli się z nią za sprzedane płyty.
Do dziś tajemnicą są dla mnie rozliczenia ze sprzedaży płyt - wyznała kilka lat temu. Podobno mój pierwszy album z Varius Manx sprzedał się w milionowym nakładzie. Ciekawe, kto zgarnął te pieniądze. Bo na pewno nie ja.
Dlatego, kiedy muzycy wystąpili z propozycją, by wzięła udział w trasie koncertowej z okazji jubileuszu ćwierćwiecza zespołu, zdecydowanie odmówiła. Jak wyznała w programie Kuby Wojewódzkiego "nie rzyga" na myśl o dawnych kolegach, ale też nie chce mieć z nimi nic wspólnego. Zobacz: Anita Lipnicka o byłych kolegach: "Nie rzygam, ale jakąś niezgodność czuję w środku"
Spośród byłych wokalistek zespołu, zdecydowała się wystąpić tylko Kasia Stankiewicz. I tu robi się problem, bo podczas liczącej ponad 50 koncertów trasy zespół wykonuje również stare piosenki, napisane przez Lipnicką.
Anita, która nawiasem mówiąc, po ślubie przyjęła nazwisko męża Gray, zaś panieńskie zostawiła sobie jako pseudonim sceniczny, bardzo się zdenerwowała.
Z zemsty także zaczęła śpiewać na koncertach swoje stare hity. Organizatorzy mają teraz dylemat, z kim podpisywać kontrakty. Sprawa praw autorskich nigdy nie została uregulowana, więc teoretycznie zarówno zespół jak i Lipnicka mogą wracać do starego repertuaru. Jednak w ten sposób Anita wygryza dawnych kolegów z rynku. Trudno jej się dziwić, że nie oparła się pokusie. Jak donosi Super Express, na samych starych piosenkach grupy może zarobić rocznie nawet 2 miliony złotych.
Śpiewają te same piosenki. Ludzie kojarzą niektóre hity tylko z Anitą, więc wolą usłyszeć je w jej wersji - wyjaśnia informator z branży muzycznej. Tym samym odbiera ona zarobek zespołowi. Gdyby nie Anita, zagraliby jeszcze więcej, a ona jest przecież tańsza niż zespół, więc wybór jest prosty.
_
_