W zeszłym tygodniu w mieszkaniu Roberta Korzeniowskiego na warszawskim Mokotowie doszło do zwarcia elektrycznego, w wyniku którego wybuchł pożar. W pomieszczeniu przebywali wtedy 6-letni syn sportowca oraz jego żona. Obecnie Magdalena Korzeniowska dochodzi do siebie w szpitalu. Gdy próbowała ugasić pożar, poparzyła sobie górne drogi oddechowe. Na szczęście ich synowi nic się nie stało.
48-letni chodziarz postanowił wydać oficjalne oświadczenie na Facebooku, w którym podziękował za wsparcie i słowa otuchy.
Niestety, życie pisze nam różne scenariusze i doświadcza nas czasami boleśnie. Tydzień temu wydarzył się wypadek - w moim mieszkaniu wybuchł pożar. Dzięki bohaterskiej postawie i determinacji mojej żony Magdy nie doszło do tragedii. Niestety, z nierównej walki z żywiołem nie udało się w wyjść bez szwanku. Dzisiaj najważniejsze dla mnie jest to, że nic już nie zagraża moim najbliższym a całą tę sytuację mogę uznać za opanowaną - zapewnił.
Przed nami trudny proces powrotu do szczęśliwej równowagi i normalności - napisał wyraźnie poruszony. Jeszcze raz dziękuje wszystkim za wsparcie, pomoc i słowa otuchy.