73-letni Lech Wałęsa nie ukrywa, że lubi utrzymywać stały kontakt z internautami za pośrednictwem Facebooka. Były prezydent co jakiś czas publikuje wpisy, w których komentuje bieżące sprawy polityczne oraz opisuje różne sytuacje ze swojego życia. Ostatnio jedna z nich wywołała szczególne zainteresowanie. Wałęsa opisał bowiem, że… jadł śniadanie z zabójcą, który miał na niego zlecenie.
W czasie stanu wojennego odwiedzali mnie w mieszkaniu różni ludzie, z kraju i z zagranicy. Zdarzali się i nasłani przez SB - pisze Wałęsa. Odwiedził mnie między innymi człowiek około 30 lat. Żona moja poczęstowała go śniadaniem, kawą, a ja papierosem. Pogadaliśmy sobie o sytuacji w kraju, w pewnym momencie człowiek ten przy świadkach mówi: przyjechałem pana zabić, a tu takie miłe przyjęcie. Nie mogę w tej sytuacji tego zrobić, co teraz będzie ze mną? Jestem na przepustce z więzienia, zabiłem milicjanta, zgodziłem się zabić pana.
Jak relacjonuje Wałęsa, od razu uzgodnił z rzekomym zabójcą tok postępowania. Wezwali "Władzę Ludową", przy której mężczyzna powtórzył cel odwiedzin - zabicie Wałęsy. Przestępca zabrany został na Komendę Milicji. Znaleziono go następnie, jak twierdzi były prezydent, "wiszącego na drzewie".
To nie jedyny podobny przypadek w mojej walce, są dokumenty, żyją jeszcze świadkowie - podkreślił we wpisie na Facebooku.
Pod wpisem Wałęsy pojawiły się setki komentarzy, w których internauci nie dowierzają we wspomnianą historię. Niektórzy wprost szydzą z byłego prezydenta, pisząc, że historia "brzmi jak tłumaczenie 7-latka dlaczego zbił wazon" i że "za chwilę dojdzie do wniosku, że Marsjanie też chcieli zabić wielkiego Wałęsę".