W 2010 roku Lily Allen przeżyła prawdziwą tragedię, gdy w szóstym miesiącu ciąży poroniła syna. Lekarze orzekli, że serce dziecka przestał bić z "naturalnych przyczyn" i organizm wywołał "gwałtowną akcję porodową". Dla piosenkarki był to tym silniejszy cios, że w styczniu 2008 roku także straciła ciąże. Po raz pierwszy poroniła w trzecim miesiącu i długo leczyła się w specjalistycznej klinice pomagającej osobom z depresją.
Niedawno na Twitterze Allen, która dzisiaj ma dwójkę dzieci, wdała się w dyskusję z fanami na temat "depresji poporodowej", a także tego jak traktuje się chorych w szpitalach. Piosenkarka otwarcie przyznała, że utrata dziecka w szóstym miesiącu ciąży skończyła się dla niej pobytem w klinice psychiatrycznej.
Mam problemy psychiczne. Mam zaburzenia afektywne dwubiegunowe, depresję i zespół stresu pourazowego. Czy to sprawia, że moja opinia się liczy? Sama byłam pacjentką oddziału psychiatrycznego - napisała.
Leżałam na szpitalnym łóżku z częściowo wystającym z mojego ciała martwym synem między nogami przez 10 godzin! Po tym doświadczeniu piłam i chciałam się zniszczyć. Nieustannie o tym pamiętam - dodała.