Tegoroczna gala wręczenia Oscarów przejdzie do historii jako jedna z najbardziej pechowych. Największym skandalem była oczywiście pomyłka przy ogłoszeniu najważniejszego zwycięzcy wieczoru, czyli zdobywcy statuetki w kategorii "Najlepszy Film" - okazał się nim Moonlight, nie zaś faworyzowany od miesięcy _**La La Land**_. Pracownik firmy odpowiedzialnej za liczenie głosów członków Akademii wręczył Warrenowi Beatty i Faye Dunaway złą kopertę - znajdował się w niej werdykt w kategorii "Najlepsza Aktorka", ogłoszony kilka minut wcześniej.
To jeszcze nie wszystko: w sekcji "in memoriam" umieszczono aktorkę, która wciąż żyje, a Oscar dla Caseya Afflecka wzbudził ogromne kontrowersje w związku z oskarżeniami o molestowanie seksualne. W 2010 dwie jego współpracownice twierdziły, że napastował je na planie. Wtedy brat Bena Afflecka zapłacił im za milczenie.
Teraz wyszło na jaw, że na gali miał miejsce jeszcze jeden incydent z molestowaniem seksualnym w tle. Jeden ze skeczy prowadzącego Jimmy'ego Kimmela polegał na zaproszeniu do Dolby Theatre przypadkowych turystów, zwiedzających akurat Hollywood w dwupiętrowym autobusie. Wycieczka miała niespodziewany przystanek na najważniejszej imprezie świata. Parą, której się poszczęściło, byli Gary Alan Coe oraz jego narzeczona Vickie Vines - nie tylko wystąpili przed milionami telewidzów na całym świecie, ale także poznali swojego idola, Denzela Washingtona.
Mężczyzna przedstawił się jako "Gary z Chicago", jednak brytyjski Daily Mail poinformował dzisiaj, że jego historia jest znacznie bardziej "skomplikowana": Coe spędził 22 lata w więzieniu za liczne, różne przestępstwa, między innymi usiłowanie gwałtu. Z zakładu karnego wyszedł... trzy dni wcześniej!
Taka wpadka wydaje się niemalże nieprawdopodobna i trudno się przed nią bronić. Chociaż wszystkie tego typu imprezy są dokładnie reżyserowane i planowane, a wszyscy "niespodziewani" goście bez wątpienia przeszli dokładną kontrolę bezpieczeństwa, nikt nie wpadł na pomysł, żeby sprawdzić ich pod kątem ich ewentualnej kryminalnej przeszłości. Z drugiej strony nie było to chyba trudne, skoro tabloidowi zajęło to nieco ponad dobę...