Vicki Perez z Florydy przez lata pracowała jako fit-modelka. Codziennie ćwiczyła na siłowni i rzeźbiła swoje ciało, dzięki czemu dostawała wiele kontraktów na pozowanie w bikini. W grudniu 2015 roku z dnia na dzień zobaczyła w swoim ciele zmianę, która nie tylko zrujnowała jej karierę, ale też poważnie zagroziła życiu. Zauważyła, że jej twarz zrobiła się nalana, a stopy zaczęły bardzo puchnąć. Choć do tej pory większość życia spędzała perfekcyjnie kontrolując sylwetkę i wagę, tym razem musiała skapitulować przed poważną chorobą.
W ciągu zaledwie roku ważąca 59 kilogramów Vicki przybrała 20 kilogramów. Nadwadze towarzyszyły zmiany w rysach twarzy, cała jej sylwetka stała się napuchnięta i ociężała. Nic nie pomagało, nawet najbardziej wycieńczające treningi.
Zawsze pasjonowała mnie siłownia i fitness. Trenuję codziennie - Perez powiedziała w wywiadzie dla Mirror. Byłam w totalnym szoku, gdy zauważyłam, że policzki zrobiły mi się puszyste, a dłonie i stopy zaczęły mi puchnąć jak balony. Były tak napuchnięte, że musiałam zacząć nosić męskie buty. Żadne moje ubrania już na mnie nie pasowały. Czułam się przez cały czas, jakbym miała wzdęcie, nie miałam ochoty w ogóle ruszać się z domu. Wciąż ćwiczyłam na siłowni, nie wiedząc, że sama sobie tym szkodzę.
W końcu Perez poszła na kompleksowe badania, które wykazały, że cierpi na zespół Cushinga, spowodowanego podwyższonym poziomem kortyzolu, czyli hormonu stresu. To z tego powodu tkanka tłuszczowa narastała jej na twarzy, karku i tułowiu. Jednocześnie zaczęły się pojawiać zmiany trądzikowe i rozstępy, m.in. na brzuchu, udach, pośladkach i ramionach
Diagnoza była jedynie początkiem problemów Vicki. Nie przyjmowała wcześniej leków, które najczęściej są przyczyną zespołu Cushinga. Kolejne badanie wykazało, że była już modelka ma guza na przysadce mózgowej. To ona zaburzała gospodarkę hormonalną, a także poważnie zagrażała jej życiu. Początkowo jednak lekarze nie rozpoznali zagrożenia.
W lutym zeszłego roku Perez zauważyła wysypkę na dłoniach i reszcie ciała. Doznała szoku anafilaktycznego, więc przewieziono ją do szpitala. Tam lekarze źle odczytali jej wyniki i kobieta musiała iść do specjalisty od syndromu Cushinga, żeby powiedział, co naprawdę jej dolega.
Kiedy zobaczyłam wysypkę, pomyślałam, że to tylko alergia. Ale następnego dnia na siłowni nie mogłam oddychać - dodała i wspomniała swoje spotkanie ze specjalistą: Wzięłam wyniki rezonansu magnetycznego i tomografii komputerowej i okazało się, że mam guza w mózgu. Mój szpital totalnie źle zinterpretował wyniki! Nie mam pojęcia, jak długo miałam tego guza. Myślałam, że umrę.
W czerwcu Vicki przeszła pierwszą operację podczas której usunięto jej lewą część guza, zaś drugą wycięto w lipcu. Kobieta natychmiast zobaczyła zmianę w swoim ciele.
Zaledwie dwa dni po pierwszej operacji moje stopy znów były normalne. Byłam podekscytowana, czułam się dobrze, wręcz doskonale. Ale już miesiąc później wróciłam do szpitala na drugą operację. Rekonwalescencja była trudna. Bardzo mnie bolało, gdy się ruszałam. Musiałam od początku uczyć się chodzić i biegać. Byłam zła i cały czas płakałam. Taki zabieg miesza w hormonach, przez co ma się wrażenie, że się wariuje.
Po ośmiu miesiącach rehabilitacji Vicki odzyskuje dawną sprawność. Udało jej się zrzucić już 10 kilogramów. Choć nie wróciła jeszcze do idealnej wagi, znów może nosić swoje stare buty i ubrania.
To bardzo powolny proces. Jeszcze nie wróciłam w stu procentach do normalności i każdy stres może być dla mnie niebezpieczny i spowodować szok. Ale już widzę pierwsze efekty. Skupiam się na moim synu i szkole. On naprawdę cierpiał, gdy widział mnie tak chorą. Teraz wreszcie jestem w stanie spędzić z nim czas. On też jest w lepszym stanie i nie rozrabia w szkole. Jest najważniejszą osobą w moim życiu, nie przetrwałabym tego gdyby nie on.