15 marca, po długiej chorobie, zmarł Wojciech Młynarski, poeta, reżyser, satyryk, autor tekstów piosenek, należący do ścisłej czołówki najwybitniejszych twórców powojennego kabaretu literackiego.
Prywatnie był ponoć dość trudnym człowiekiem. Jego córki Agata i Paulina, już jako dorosłe kobiety, długo walczyły o naprawienie relacji z ojcem. Synowi poety nigdy się to nie udało. Los zdecydował, że dzień po śmierci Wojciecha Młynarskiego ukazał się najnowszy numer miesięcznika Zwierciadło, w którym Jan Młynarski wspomina swoje trudne dzieciństwo w cieniu wybitnego ojca.
Jan nigdy nie został celebrytą jak jego siostry. Jest cenionym w branży muzycznej multiinstrumentalistą, kompozytorem i muzykiem sesyjnym. Ma zresztą rozległe pasje. Jest także dokumentalistą.
Niestety, z ojcem nigdy się nie zaprzyjaźnił.
Ojciec się wprowadzał, wyprowadzał, jako dziecko trochę się go bałem - wspomina w wywiadzie. Nie mieliśmy więzi. Mój ojciec nie wiedział, jak być rodzicem. Nasz dom nie był poukładany. Wszystko było kompulsywne. Był czas, gdy ojca długo nie było w domu, później rodzice się rozwiedli, mieszkaliśmy z mamą w różnych miejscach. Ojciec jakoś na co dzień specjalnie się mną nie interesował. A jak się zainteresował, to przyjeżdżał pod dom i zabierał mnie na obiad. Żałuję, że nie był inny. I że nie miałem kontaktu z ojcem, który był inny.
Pewnie przekazałby mi dużo więcej, mielibyśmy wspólne wspomnienia. Może dałby mi poczucie bezpieczeństwa, bo nigdy go nie miałem. To wpłynęło na moje życie, na moje relacje z ludźmi. A ponieważ był, jaki był, trudny, a nasza relacja dużo mnie kosztowała, nie żałuję, że nie mieliśmy więcej wspólnych chwil. Wolał o tym pisać. Jest taka piosenka "Chrońmy dzieci". Nas specjalnie nie chronił. Literatura a życie... - opowiada.
Spotkali się po latach, gdy Jan Młynarski nagrywał płytę z piosenkami ojca. W wywiadzie wspomina, że wtedy także zabrakło między nimi serdeczności.
Znów długo się nie widzieliśmy. Zadzwoniłem do niego, żeby zapytać, czy się zgadza. Bałem się, że może tę płytę zablokować albo udzieli wywiadu, w którym powie, że nic o niej nie wiedział, a mnie będzie głupio - tłumaczy muzyk. Kiedy miałem gotowe premiksy, zaprosiłem go, wysłuchał, był zaskoczony niektórymi aranżami, zwłaszcza "Ogrzej mnie". Kiedy nagraliśmy "Szarą kolędę", zostawiłem miejsce na jedną zwrotkę, wziąłem ojca do studia i ją nagrał. Nic więcej. Nie ma dalszej części tej historii.
Nasz kontakt był sporadyczny, bo mnie się urodziły dzieci, trochę się tym interesował. Zaprzyjaźniam się bardziej z twórcą niż z ojcem. Czytam jego teksty i to jest taki literacki ojciec, który w życiu taki nie był. To, o czym pisał, było w opozycji do tego, jaki był na co dzień. Ale podziwiam różne jego cechy, na przykład przekorę, odwagę mówienia co myśli, myślenia inaczej niż wszyscy, oczywiście pisarski talent i inteligencję.
Patrzę ze smutkiem, że teraz, kiedy jest chory, został właściwie sam. Kiedyś jego telefon się urywał, wielu artystów marzyło, żeby być blisko, by dla nich pisał. Trzeba było zasłużyć na jego przyjaźń. Chciałbym, aby ojciec wrócił do formy. Jestem pewien, że gdyby wrócił, pisałby. To było treścią jego życia. Moglibyśmy zrobić coś razem, a gdyby nie chciał, poznałbym go z ciekawymi artystami mojego pokolenia. Byłaby przez nami jeszcze niejedna ciekawa płyta.
Pogrzeb Wojciecha Młynarskiego odbędzie się w piątek 24 marca. Artysta spocznie w Ali Zasłużonych na warszawskich Powązkach.