Najmłodszy w historii Ministerstwa Obrony Narodowej rzecznik Bartłomiej Misiewicz zdążył zasłynąć głównie brakiem wyższego wykształcenia i zamiłowaniem do imprez. Jeśli chodzi o naukę to obecnie nadrabia braki w szkole Tadeusza Rydzyka, gdzie ma nadzieję zdobyć dyplom licencjata. Natomiast co do imprez to ciągle wychodzą na jaw nowe fakty. Jak ujawnili goście białostockiego klubu WOW, gdzie 27-letni rzecznik spędził noc z czwartku na piątek, lubi sporo wypić i rozdawać stanowiska nowym kumplom z palarni. Jednemu z nich zaproponował szefowanie Obronie Terytorialnej. Chciał także zatrudnić w MON kobietę, z którą tańczył.
Jak wspominają goście, Misiewicz swobodnie szastał pieniędzmi podatników, wyciągając z kieszeni "setkę za setką". Ochroniarz wyprowadził go z klubu, gdy stał się już tak namolny wobec kobiet, że lada chwila mogło dość do awantury.
Ośmieleni tą relacją dziennikarze Super Expressu ujawnili, że już w kwietniu Misiewicz nadużywał stanowiska i służbowego samochodu, by zaspokoić głód. Okazało się, że rzecznikowi MON tak się spieszyło, że do elbląskiego McDonalda podjechał rządową limuzyną na sygnale, ignorując czerwone światło na skrzyżowaniu. Na szczęście nikogo nie przejechał.
Początkowo Jarosław Kaczyński przymykał oko na wybryki Misiewicza, tłumacząc wyrozumiale, że młodość musi się wyszumieć. Jednak ostatnio zmienił zdanie. W wywiadzie udzielonym kilka dni temu Onetowi, stwierdził, że dla wszystkich będzie lepiej jeśli Misiewicz na razie zniknie z resortu obrony.
Jest bardzo młody i być może kiedyś wróci. Ale to musi potrwać - powiedział prezes Prawa i Sprawiedliwości.
Premier rządu Beata Szydło wyraziła swoje zdanie znacznie mniej oględnie.
_**Bartłomiej Misiewicz stał się symbolem zjawiska, które nie powinno mieć miejsca**_ - oświadczyła wczoraj w Politycznym Graffiti. Misiewicz nie pełni już tych funkcji, które pełnił. Było dementi, że Misiewicz jest szefem gabinetu w MON.
Jednak Antoniemu Macierewiczowi tak trudno rozstać się z ulubionym pracownikiem, że... postanowił tego nie robić.
_**Bartłomiej Misiewicz cały czas jest w Warszawie i działa w najlepsze**_ - informuje Newsweek. W czwartek Misiewicz po raz kolejny pojawił się na partyjnym zebraniu na Nowogrodzkiej (TVN 24 niedawno opublikował nagranie z ubiegłego wtorku, na którym wychodzi z partyjnej centrali i wsiada do służbowej limuzyny). W spotkaniu na Nowogrodzkiej uczestniczyli parlamentarzyści i samorządowcy z okręgu piotrkowskiego. Antoniego Macierewicza reprezentował tam Bartłomiej Misiewicz.
Dalej było jeszcze ostrzej. Jak donosi uczestnik spotkania, Misiewicz wyciągnął z kieszeni kartkę i zaczął obsadzać kluczowe stanowiska w spółkach skarbu państwa, zalecając natychmiastowe wyrzucenie z nich osób, za którymi Antoni Macierewicz nie przepada.
Zorganizowaliśmy to zebranie, żeby zażegnać konflikt - wspomina jeden z działaczy, który do tej pory nie otrząsnął się z szoku. Zamiast mediacji doszło jednak do awantury. Spotkanie zakończyło się w fatalnej atmosferze, bo Misiewicz wyciągnął kartkę i odczytał z niej nazwiska ludzi z konkurencyjnej frakcji zatrudnionych w państwowych spółkach, w tym głównie w bełchatowskim PGE GiEK. Misiewicz zażądał wyrzucenia ich z pracy. To była samowola Antoniego Macierewicza. Sądzę, że spotkają go za to konsekwencje.
Też tak myślicie?