Druga edycja programu Agent-Gwiazdy przekroczyła już półmetek. Jak na razie wszystkie kluczowe informacje udaje się utrzymać w tajemnicy. Najwyraźniej producenci wyciągnęli wnioski z poprzedniej edycji, gdy plotki o tożsamości agenta krążyły jeszcze przed rozpoczęciem emisji, a niektórzy uczestnicy sami ujawniali kolejność odpadnięcia, beztrosko publikując swoje zdjęcia po powrocie do Polski.
Jak ujawnia Jarosław Kret, tym razem byli lepiej pilnowani.
Nie mogliśmy nawiązywać żadnych relacji z prowadzącą ani z operatorami kamer, którzy byli obok nas przez cały czas - zapewnia pogodynek w rozmowie z magazynem Flesz. Nie wiedzieliśmy, co będziemy robić kolejnego dnia, dokąd zawiezie nas autobus. Mieliśmy dostęp do Internetu i naszych telefonów komórkowych jedynie przez kwadrans dziennie. Czuliśmy się jak wrzuceni gdzieś w nieznany świat i zdani tylko na siebie, bez kontaktu ze światem zewnętrznym.
Niebezpieczeństwo przecieków, związanych z tożsamością agenta, rozwiązano w taki sposób, że został on wyłoniony spośród uczestników już po przyjeździe do Argentyny. Czyli, jak twierdzi Jarek, żaden z uczestników nawet w samolocie nie miał pewności, czy to czasem nie jemu przypadnie w udziale to zadanie.
Te trzynaście osób, mimo że jest nękanych przez agenta, też mu się w niego wcielić. Tylko jeden człowiek ma tam pełną wiedzę - wyjaśnia Kret. Agenta wytypowano dopiero na miejscu, pierwszego dnia. Nikt wcześniej nie wiedział, że to właśnie on dostanie tę rolę. Lubię klarowne sytuacje, ale w "Agencie" nie było o nich mowy. Program umocnił mnie w przekonaniu, że w życiu można polegać tylko na sobie. Mogę jednak pracować w grupie, jeśli mamy wspólne zadanie. Mogę nawet tej grupie przewodniczyć, jeśli uważam, że akurat ja mam rację. To było widać w programie, że wychodzę z inicjatywą, ale jak widzę, że grupa jej nie podchwytuje, zaczynam stać z boku.
Na szczęście teraz już będzie z górki. Jarosław otrząsnął się po wyrzuceniu go z TVP "bolszewickimi metodami", dostał pracę w Nowej TV i planuje ślub z Beatą Tadlą.
_**Będzie cicho, romantycznie, wręcz intymnie**_ - zapowiada w wywiadzie. To przede wszystkim przypieczętowanie związku dwojga kochających się ludzi, a nie kolejny wchodzący na ekrany film, który trzeba rozplakatować po wszystkich płotach. Sądzę, że tylko nieliczni dowiedzą się o naszym ślubie.
Myślicie, że rzeczywiście oprą się pokusie ślubnej sesji i wywiadu o miłości?