Politycy Prawa i Sprawiedliwości od lat zapowiadają budowę na Krakowskim Przedmieściu pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej. Zdaniem Jarosława Kaczyńskiego najlepiej, by powstały dwa. Jeden służyłby do upamiętnienia tylko jego brata, a drugi - pozostałych, mniej - jego zdaniem - ważnych ofiar. PiS zbiera już pieniądze na ten cel: Kaczyński apeluje o kolejne pomniki smoleńskie: "Trzeba ofiarności. Przypominam, że zaczęła się zbiórka"
Inwestycję blokuje jednak, na razie skutecznie, warszawski Ratusz, powołujący się na opinię konserwatora zabytków, który nie pozwala majstrować przy architekturze centrum Warszawy, w tym najbardziej reprezentacyjnej trasy stolicy - Traktu Królewskiego.
W tej sytuacji nowy szef Państwowej Komisji Papierów Wartościowych, Piotr Woyciechowski, były bliski współpracownik Antoniego Macierewicza likwidujący z nim WSI, wystąpił z własną inicjatywą.
Jak donosi Fakt, postanowił postawić pomnik smoleński w... holu biurowca.
W tym celu trzeba będzie gruntownie przebudować cały budynek, co, wraz z kosztami samego pomnika, wyniesie co najmniej pół miliona złotych.
W tym całym zamieszaniu nikomu nie przyszło na myśl, bo poinformować o pomyśle rodziny smoleńskie. Nie wspominając już o pytaniu o zgodę, bo od czasu przeprowadzenia ekshumacji przy wyraźnym sprzeciwie wielu krewnych, nikt sobie tym głowy nie zaprząta.
Wiem, że jest taki pomysł, żeby postawić coś na terenie PWPW i to jak najszybciej, ale rodziny smoleńskie, z którymi rozmawialiśmy, nie dostały żadnej informacji w tej sprawie - potwierdza chcący zachować anonimowość krewny jednej z ofiar katastrofy.
Pracownicy PWPW w ogóle są bardzo dyskretni, jeśli chodzi o temat pomnika. Jak donosi Fakt, unikają udzielania odpowiedzi na ten temat, tłumacząc się... brakiem dostępu do telefonu oraz maila.