W ostatnich dniach media żyją skandalem rodzinnym Mel B, która według dokumentów rozwodowych, które ujrzały światło dzienne, przez ostatnie 10 lat miała być ofiarą brutalnej przemocy ze strony swojego męża, Stephena Belafonte. Z ujawnionego wniosku można było dowiedzieć się między innymi, że agresywny sadysta Belafonte zmuszał piosenkarkę do seksu z nieznajomymi, regularnie katował i szantażował.
Te doniesienia kontrastują jednak z wyznaniami osób, które przyznają się do udziału w orgiach z gwiazdą X Factora i jej mężem. Wynika z nich, że Melanie z własnej woli brała udział w trójkątach. Pierwszą osobą, która odważyła się opowiedzieć o ich wspólnej nocy była Lady Victoria Harvey, która twierdzi, że oddawała się cielesnym uciechom z udziałem pary pod wpływem alkoholu.
Najwyraźniej jej opowieści podziałały ośmielająco na kolejną osobę, która przekonuje, że również sypiała z parą skłóconych małżonków.
Striptrizerka Siara Dianda twierdzi, że poznała Brown i Belafonte podczas pracy w nocnym klubie Golden Mile w Syndey, w czasie kiedy Mel brała udział w nagraniach do australijskiej edycji X Factora. 32-latka w rozmowie z Sunday Mirror rzuca zupełnie nowe światło na rozkład sił w związku Mel i Stephena i twierdzi, że piosenkarka nie tylko nie wyglądała na ofiarę, ale wręcz dominowała nad mężem.
Nasza wspólna noc była dzika. Czuło się, że to Mel B. nosi spodnie i jest szefową w tym związku - powiedziała.
Dodała też, że po seksie Brown zasnęła w hotelowym łóżku podczas gdy Stephen poszedł na całonocną imprezę ze striptizerką.
Nie wyglądało na to, żeby miała coś przeciwko - wspomina. Stephen był bardzo miły i odnosił się do nas z szacunkiem.
Po tych wyznaniach pojawiły się spekulacje, że Melanie i Stephen prowadzili tzw. otwarty związek, w którym zapraszali do łóżka inne osoby.
Ciekawe, ile jeszcze kochanek i kochanków pary zgłosi się do mediów z podobnymi historiami.