Choć Anita Włodarczyk została jedną z największych gwiazd polskiego sportu, ostatnio stała się bohaterką afery w Polskim Związku Lekkoatletycznym. Według lekkoatletki Joanny Fiodorow młociarka i jej trener doprowadzili do wyrzucenia z centrum sportowego Chula Vista w Kalifornii siedmiu innych polskich sportowców i ich trenerów za złamanie regulaminu i picie alkoholu. Fiodorow sugeruje, że dali Włodarczyk pretekst, bo tak naprawdę chodziło o tarcia pomiędzy skłóconymi zespołami.
Wtedy zaczęły się pojawiać kolejne doniesienia o tym, że Włodarczyk gwiazdorzy i podczas treningów nie traktuje innych kolegów w duchu zdrowej, sportowej rywalizacji. Na jej trenera padły też podejrzenia, że przy okazji zajmowania się karierą Anity chce dorobić szkoląc konkurencję męskiej reprezentacji Polski, przez co związek zablokował wyjazd treningowy Włodarczyk do Kataru.
Sama Włodarczyk tłumaczyła w oświadczeniu opublikowanym na Twitterze, że nie ma nic wspólnego z wydaleniem polskiej ekipy z ośrodka Chula Vista i żeby nie zawracać jej tym głowy, bo chce "w spokojnej i komfortowej atmosferze" przygotować się do Mistrzostw Świata w Londynie.
Włodarczyk zauważyła, ze zdawkowe oświadczenie wcale nie ucięło spekulacji na temat jej roli w aferze, więc zdecydowała się na wywiad dla Polskiej Agencji Prasowej. Podkreśliła, że w ośrodku sportowym panuje taki rygor, że pijąc alkohol polscy sportowcy sami się wystawili na poważne konsekwencje.
Jest jasno określony regulamin. Jak podlegał ten ośrodek pod amerykański komitet olimpijski, to było jeszcze gorzej, bo podpisywaliśmy ok. 10 stron dokumentów - tłumaczy. Teraz są dwie strony regulaminu. M.in. oczywiście nie można pić ani wnosić alkoholu, zażywać narkotyków, palić papierosów. Oni naprawdę tego przestrzegają.
Gdy znaleziono w lodówce Polaków dwa zamknięte piwa, wybuchła afera. Włodarczyk uważa, że Joanna Fiodorow zagrała nieczysto i jako swoją konkurentkę wciągnęła ją w skandal. Dodała, że najbardziej przykre były kolejne negatywne wypowiedzi ludzi ze środowiska, którzy podjęli temat i nastawili się przeciwko niej.
Pierwsze trzy dni były trudne, bo nie umiałam sobie tego wytłumaczyć, ale jeśli te osoby myślą, że w ten sposób mnie załamią psychicznie, to mogę powiedzieć, że jest wręcz odwrotnie. Po niektórych osobach nie spodziewałam się takich wypowiedzi i to zabolało chyba najbardziej - wspomina. Każdy trener po przyjeździe składa swój grafik treningów, a zadaniem kierownika ośrodka jest zadbanie o to, by każdy miał maksymalny komfort pracy. To nie jest zadanie trenerów, by między sobą się dogadywali, od tego są inni ludzie. Malwina Sobierajska-Wojtulewicz wraz ze swoimi zawodnikami przyszła na rzutnię w momencie, gdy my jeszcze mieliśmy rezerwację. Trening zrobili, a my nie odezwaliśmy się ani słowem, mimo że bezpiecznie nie było. Potem dopiero rozmawialiśmy z kierownikiem ośrodka i dowiedzieliśmy się, że regulamin był łamany także w innych punktach. No i chyba wtedy zawodnicy pomyśleli, że ja to podałam mediom, zaczęli się chyba mścić. A ja nie mam z tym nic wspólnego.
Włodarczyk narzeka też na to, że choć wszyscy wiedzą o jej konflikcie z Sobierajską-Wojtulewicz, nadal ma organizowane treningi w tych samych miejscach, co jej drużyna, co naraża wszystkich na kolejne nieprzyjemności.
Wszyscy w środowisku o tym wiedzieli, nie była to żadna tajemnica i dlatego tym bardziej byłam w szoku, że zrobiła się z tego taka afera. Ale czy to jest powód, aby spadła na mnie taka fala hejtu? Czy naprawdę musimy się lubić, aby osiągać wyniki? W piłce nożnej Robert Lewandowski nie dogadywał się z Jakubem Błaszczykowskim, a jak wychodzili na boisko, to nie miało to żadnego znaczenia, grali dla Polski i osiągali świetne wyniki. Tym bardziej nie powinno to mieć znaczenia w sporcie indywidualnym, jakim jest rzut młotem.
Nie rozumiem tylko, czemu związek nie zareagował wcześniej. Pomimo że obecnie sytuacja wygląda, jak wygląda, znowu mamy jechać na zgrupowanie w jedno miejsce. Czy tak powinno być? Czemu PZLA znowu tak zaplanował obozy? Czemu obie grupy nie mogą mieć komfortu pracy?