Tomasz Oświeciński tuż przed Wielkanocą udzielił "szczerego" wywiadu portalowi Na Temat. Najwyraźniej uznał, że jedna rozmowa nie wyczerpała tematu, bo zaraz potem streścił swój życiorys także Faktowi i Super Expressowi. Widocznie zależało mu na tym, by nikt nie przegapił faktu, że w latach 90. należał do mafii i zajmował się wymuszaniem haraczy oraz stręczycielstwem. Wraz z kolegą prowadził agencję towarzyską w Białymstoku. W wywiadach zapewnił jednak, że w zasadzie nie wiedział, że zajmuje się czymś nielegalnym, aresztowanie było dla niego szokiem, zaś pobyt w więzieniu pomógł mu wyciągnąć wnioski i zmienić priorytety. Obecnie prowadzi uczciwe życie, a nawet pomaga zagubionej młodzieży odnaleźć właściwą drogę, co podczas rozmowy podkreślał wielokrtonie.
W międzyczasie udało mu się zostać celebrytą, trochę przez przypadek - dzięki występom w dwóch częściach gangsterskiej sagi Patryka Vegi, gdzie wcielał się w postać niezbyt lotnego bywalca siłowni, Marcina Opałki.
Niestety, w sprzyjających okolicznościach nadal wychodzi na jaw jego prawdziwa natura. Chociaż Oświecińskiemu bardzo zależy na tym, by uchodzić za ciepłego faceta i kochającego ojca, w wolnych chwilach zajmującego się hobbystycznie gotowaniem, czasem puszczają mu nerwy.
Wystarczyły drobne kłopoty z dojazdem na plan, by Tomasz rzucił się z pięściami na producenta, grożąc mu "pierdolnięciem". Na planie programu Agent - Gwiazdy uwziął się na całkowicie pozbawionego agresji Michała Szpaka, bo nie podobały mu się jego długie włosy i pomalowane paznokcie.
Po udzielonych przed świętami wywiadach stało się jasne, że kiedy Oświęciński zachowuje się jak gangster, to znaczy, że po prostu sięga do własnych przeżyć i doświadczeń.
Niestety, jego szczerość nie spodobała się kierownictwu Telewizji Polskiej. "Misyjna" telewizja publiczna zastanawia się, czy były gangster, opowiadający w tabloidach o tym, jak "zmiażdżył człowieka na ulicy" powinien nadal grać w M jak miłość.
Zastanawiają się, co z nim zrobić. Wszystko zależy od odzewu ze strony publiczności - ujawnia informator tabloidu. Jeśli temat nie ucichnie i komentarze będą negatywne, myślą nawet o wygaszeniu jego wątku na jakiś czas.
Tomek miał pewnie nadzieję, że jego szczerość spotka się z pozytywnym odzewem i zaowocuje nowymi propozycjami zawodowymi. Czyżby się przeliczył?