Wszystko, co opublikowała i powiedziała żona byłego radnego PiS-u, Karolina Piasecka, jest przerażające. Ujawniła, że jej mąż w imię wartości religijnych "tresował" ją do roli "dobrej katolickiej żony". Metody dalekie były od miłości wobec bliźniego: bił żonę, niszczył ją psychicznie oraz chciał kontrolować w każdym aspekcie. Przemocy doznawały także jego córki oraz teściowa.
Jeszcze straszniejsze jest to, czego Piasecka nie nazywa wprost. Na opublikowanych przez nią nagraniach słychać, że mąż żąda od niej, żeby "zawsze miała ochotę" i informowała go o swoich płodnych dniach. Do tego zmuszał ją do łykania tabletek na pobudzenie libido. Zobacz: Tak radny PiS "wołał o miłość": "Zawsze będziesz miała ochotę! Masz brać tabletki na libido!"
Co więcej, Piasecka przyznała w wywiadzie, że gdy nie chciała z nim współżyć, bił ją.
Najczęstszy dla jego wścieklizny - nie chciałam z nim współżyć - powiedziała. Uważał, że powinnam mu się oddawać, kiedy tylko ma na to ochotę, w taki sposób, jak on chce. Nie mieściło się w jego głowie, że mogę powiedzieć "nie". Wtedy bił.
Choć sama tego tak nie nazywa, sama sugeruje, że był to gwałt małżeński, bo gdyby mówiła prawdę, że mąż "przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem" doprowadził do seksu - cytując kodeks karny - to po zgłoszeniu tego na prokuraturę groziłoby mu do 12 lat pozbawienia wolności. Zobacz: Karolina Piasecka o życiu z radnym: "Nasze małżeństwo było wzorowe, katolickie. Kazał mi pisać na kartkach: "Ja, Karolina, będę codziennie do usług mojego męża"
Piasecka przyznała, że była tak zniszczona psychicznie, że podporządkowała się wszystkim rozkazom i zachciankom męża, nawet tym seksualnym. Impulsem do zmiany był moment, gdy zobaczyła, jaki efekt ta sytuacja miała na jej córkach. Starsza z nich przeszła załamanie nerwowe po kolejnej awanturze ojca, gdy Piasecka zapomniała mu spakować na wyjazd "jego ulubionego zagłówka".
Wpadł w furię. Wyrzucił z szafy wszystkie ubrania, darł się przy tym niemiłosiernie, że jesteśmy syfiarami, ja i dziewczynki. Kazał nam się wynosić z domu. W starszej córce coś pękło - wspomina. Od tej pory nigdy już nie była taka sama. Ja do wyrzucania mnie z domu przywykłam przez 11 lat, ale na wyrzucenie dzieci nie mogłam pozwolić.
Córka była w takim stanie, że umówiłam ją do psychologa. Powiedziałam o tym Rafałowi, więc również zjawił się w gabinecie. Rozmowa straciła sens. To nie córka odpowiadała na pytania, tylko on. Wieczorem, kiedy dziewczynki zasnęły, przez kilka godzin się nade mną znęcał.
Zadawał pytania, a ja miałam minutę na odpowiedź. "Komu jeszcze powiedziałaś o awanturze?" Odliczał czas, w ręku trzymał kartę SIM z mojego telefonu i nożyczki. "10...9...8...7..." Błagałam: "Zostaw tę kartę, nikomu nie mówiłam, przysięgam. "0". Karta porozcinana na drobne kawałki. To samo z dowodem osobistym. "10...9...8...7..." Dowód zniszczony. Prawo jazdy - w drobny maczek. Bateria od laptopa - rozgniótł ją o futrynę drzwi. Wciąż się nie przyznawałam, nie miałam do czego. Więc otworzył okno i wyrzucał moje rzeczy. Te zniszczone dokumenty, baterię, komputer, torebkę.
Na prezent gwiazdkowy dał mi bardzo drogi zegarek, wartości 2,7 tys. zł. Nie jest tajemnicą, że komornik zlicytował jego majątek, pisały o tym obszernie media. Oczywiście to nie oznacza, że nie ma za co żyć, wciąż jeździ luksusowym samochodem, kupił żaglówkę. Ale ja nie chciałam tego zegarka, wyczuł moje niezadowolenie. Kiedy goście po wieczerzy wigilijnej wyszli, nakazał mi przyjście do łóżka w samym zegarku. Odmówiłam. Powiedziałam, żeby go zaraz po świętach zwrócił, nie chcę takiego prezentu, jest zbyt kosztowny. Wściekł się, jak nigdy wcześniej. Krzyczał i bił do 6 rano. Mokrą szmatą po głowie, dusił, kazał się przepraszać za niewdzięczność. Mówiłam: "Przepraszam, za to, że jestem niewdzięczna". Nie satysfakcjonowało go.
Patrzyłam mu w oczy, mówiłam formułkę wolno, szybko, z płaczem i bez. On wciąż zarzucał mi nieszczerość i bił. Mdlałam z wycieńczenia. Modliłam się, żeby to się skończyło. Przecież przygotowałam całą wieczerzę wigilijną, nie miałam siły mówić. Dzień po świętach rozpoczęłam operację "ucieczka". Poszłam do prawnika.
To wtedy pojawił się pomysł, żeby kolejnym razem użyć dyktafonu. Między sowami Piasecka zdradziła więcej szczegółów z życia męża niż tylko daleko posuniętą przemoc seksualną i to, że pomimo sprawy komorniczej dysponował dużym majątkiem. Otóż z jej słów wynika, że od kilku lat mieszkała z mężem poza Bydgoszczą, gdzie był radnym. Tymczasem radni mają obowiązek mieszkać w miejscu, gdzie byli wybierani! Sprawą zajął się prezydent Bydgoszczy Rafał Bruski, który zgłosił się do komisarza wyborczego z pytaniem, czy Piasecki nie piastował urzędu i nie pobierał diet radnego wbrew prawu.
Każdy kandydat do rady miasta składa oświadczenie o posiadaniu prawa wybieralności, a jak wynika z przepisów i oświadczenia pani Karoliny Piaseckiej zachodziły przesłanki, by podejrzewać, iż radny Piasecki złożył fałszywe oświadczenie na temat miejsca zamieszkania w momencie kandydowania do Rady Miasta - Gazeta Wyborcza cytuje Michała Sztybla z bydgoskiego Urzędu Miasta.
Piasecki jednak zrzekł się mandatu zanim urząd wszczął postępowanie. Prezydent miasta chce ją przeprowadzić mimo to.
Powstaje wątpliwość dotycząca prawdziwości treści złożonego oświadczenia - napisał Bruski w piśmie do komisarza wyborczego. Takie postępowanie nie wyłącza potrzeby badania biernego prawa wyborczego w dniu 16 listopada 2014., a to wobec wskazania współmałżonki, iż centrum życiowe od 2013 roku znajdowało się poza Bydgoszczą. Powyższe ustalenia prowadzą do wniosku, iż pan Rafał Stanisław Piasecki został bezprawnie wybrany na radnego Rady Miasta Bydgoszczy, bezprawnie brał udział w sesjach rady miasta i bezprawnie pobierał dietę radnego.
Piasecki był radnym i pobierał z tego tytułu diety przez 7 lat. Według słów jego żony mieszkali wtedy w Łochwie, który jest gminą miejsko-wiejską.
