Na profilu Aleksandry Przegalińskiej-Skierkowskiej, polskiej filozofki i badaczki nowych technologii, pojawił się wpis, który wywołał spore zamieszanie. W opublikowanym poście znana badaczka opisała, jak wyglądają kulisy pracy nad cieszącym się ogromną popularnością programem Martyny Wojciechowskiej. Przegalińska-Skierkowska oskarża telewizyjną celebrytkę, że ta korzysta z wiedzy ekspertów, ale im za to nie płaci. Na dodatek nie wspomina w napisach końcowych o specjalistach, którzy pomogli w tworzeniu programu podróżniczego, bo "tego wymaga fabuła programu".
W opublikowanym na Facebooku wpisie Aleksandra Przegalińska-Skierkowska nie podała nazwiska Martyny Wojciechowskiej, ale wyraźnie zasugerowała, o kogo chodzi, nazywając ją – "Klaudyna albo Balbina, czy jakoś podobnie". Nie ma wątpliwości, że to produkcja Kobiety na krańcu świata skontaktowała się z cenioną badaczką, gdyż na jej post odpisała sama telewizyjna celebrytka. We wpisie Przegalińska-Skierkowska relacjonuje (zachowujemy oryginalną pisownię):
Skontaktowala sie dzis ze mna mila pani ze znanej prywatnej polskiej stacji telewizyjnej w imieniu prowadzacej - prominentej podrozniczki i osobowosci telewizyjnej (powiedzmy ze ma na imie Klaudyna albo Balbina, czy jakos podobnie). Panie realizuja dla niniejszej stacji program, w ktorym zajmowac sie beda m.in. zagadnieniami sztucznej inteligencji. Dziedzina nie jest im znana. Oczekiwaly wobec tego mojego merytorycznego wkladu oswiadczajac, ze nie moga niestety tego wkladu uwzglednic ani w napisach koncowych ani w zadnej innej formie, bo widz musi wiedziec, ze prowadzaca do wszystkiego doszla sama {wymogi formuly programu!}. Powiedzialam milej Pani, ze jesli nie zaczniemy w kraju nad Wisla nawzajem sie szanowac i honorowac swojej pracy zamiast hodowac prekariat, to nie wydobedziemy sie z zadnej pulapki sredniego rozwoju i bedziemy klepac biede skrecajac pralki dla tych, ktorzy te pralki beda wymyslac. Pani bylo przykro, ale nic nie mogla z tym zrobic. To dzieje sie juz ktorys raz i mysle, ze jest w Polsce zjawiskiem masowym. Nie martwie sie specjalnie o swoja medialna ekspozycje, a moja praca szczesliwie nie jest zwiazana z mediami tylko z nauka. Mysle jednak o wszystkich tych, ktorych takie rzeczy spotykaja nieustannie. Dotyczy to zwlaszcza sektora edukatorow, nauczycieli, popularyzatorow, naukowcow, takze artystow, ktorych praca nie jest doceniana, ktorym nie placi sie za transmisje wiedzy, ktorych nazwisk sie nie wymienia i ukrywa ich za plecami celebrytow. Ludzie, nie robmy sobie tego. Serio.
Na odpowiedź Wojciechowskiej nie trzeba było długo czekać. Na jej profilu pojawił się wpis skierowany do Przegalińskiej-Skierkowskiej i odpowiadający na jej zarzuty (zachowujemy oryginalną pisownię):
Od 20 lat zajmuje się realizacja programów telewizyjnych i filmów dokumentalnych, ale po raz pierwszy zostałam postawiona w takiej sytuacji. Pracuje ze świetnymi i kompetentnymi kobietami (100% redakcji to kobiety właśnie!) i jestem wyjątkowo wyczulona na etykę pracy oraz wynagradzanie każdego osoby pracującej przy moim programie. Kobiet szczególnie, bo sama jestem pracującą samotną mamą. Tu ma Pani rację – nie możemy zgadzać się na prekariat i wyzysk.
Nie jest to prawda, że "nigdy nie podpisujemy" naszych ekspertów, bo wielokrotnie to robimy – łatwo to zweryfikować. Zależy to od samych rozmówców – niektórzy wręcz sobie tego nie życzą np. podczas pracy nad tematami kontrowersyjnymi, takimi jak handel ludźmi czy mordowanie osób chorych na albinizm w Tanzanii.
Czym innym jest natomiast wkład merytoryczny w program i praca nad nim – każda z takich osób ma podpisaną umowę, która reguluje warunki naszej współpracy. Jestem dziennikarzem i nie posiadam wiedzy na każdy temat – nie mam powodu, by mówić inaczej, wielokrotnie podkreślam, że pozyskuję informacje z najbardziej wiarygodnych źródeł. Dlatego to bardzo krzywdzące i nie w porządku, że oskarża mnie Pani o to pisząc na swoim profilu "widz musi wiedzieć że prowadząca do wszystkiego doszła sama {wymogi formuły programu!}". Bo to po prostu nieprawda. Nikt nie miał zamiaru wykorzystać Pani kompetencji i uciec.
Aleksandra Przegalińska-Skierkowska na Facebooku skomentowała wpis Wojciechowskiej. Spytała, czy ma opublikować całość korespondencji z asystentką gwiazdy, z której ponoć wyraźnie wynika, że nie chciano jej uwzględnić w produkcji programu, gdyż "doskonale sama wie, jak przebiega research". W komentarzu dla WP Teleshow znana badaczka napisała (pisownia oryginalna):
Moim celem nie jest wytwarzanie negatywnych emocji wobec Pani Martyny Wojciechowskiej i jej zespołu - raczej pokazanie szerszego zjawiska, którego ofiara padł również ten zespół. Mam wrażenie, ze w Polsce istnieje kultura niehonorowania wkładu intelektualnego czy artystycznego, w której przyjmuje się, że to jest oczywiste ze ktoś się dzieli wiedza a jednocześnie nie traktuje tego jako pracy. Wydaje mi się, że ta forma wyzysku generuje sytuacje braku zaufania społecznego i niszczy też społeczne więzi. Zjawisko jest dość nagminne i myślę ze stad tez fala reakcji osób, które zostały nim pokrzywdzone.
W kolejnych wpisach Aleksandra Przegalińska-Skierkowska pisze, że niektóre publikacje na temat afery z Wojciechowską zniknęły z serwisów.