Do tragicznego zdarzenia doszło w sobotni wieczór w jednym z barów w Memphis. Do zatłoczonego pubu wpadł mężczyzna płonący żywcem.
Policja zidentyfikowała go jako Jareda McLemore. 33-latek oblał się wcześniej benzyną, po czym podpalił i wbiegł do klubu, w którym pracowała jego była dziewczyna. Całość nagrywał telefonem i... transmitował na Facebooku.
McLemore został natychmiast przewieziony do Rejonowego Centrum Medycznego, gdzie zmarł w wyniku rozległych oparzeń.
Wideo usunięto, jednak policja nie chce ujawnić, jak długo znajdowało się w serwisie i ile razy zostało obejrzane. Rzecznik Facebooka również odmówił ujawnienia szczegółów sprawy. Wydano za to oświadczenie.
Jesteśmy głęboko zasmuceni śmiercią Jareda McLemore’a. Nie ma naszego przyzwolenia na zadawanie sobie obrażeń oraz samobójstwa na Facebooku. Chcemy, aby ludzie bezpiecznie korzystali z serwisu i współpracujemy z organizacjami z całego świata, aby zapewnić wsparcie osobom znajdującym się w złym stanie psychicznym.
Policja zakwalifikowała przypadek McLemore’a jako samobójstwo. Podejrzewają, że mężczyzna był chory psychicznie. Poza sprawcą obrażeń doznało wiele osób znajdujących się w środku. Do szpitala przewieziono m.in. mężczyznę, który próbował odebrać mu zapalniczkę.
To była najstraszniejsza rzecz, jaką widziałam w życiu - mówi świadek zdarzenia, Kim Koehler. Kończyłam właśnie grać koncert w barze ze swoim chłopakiem, gdy nagle zobaczyłam płonącego człowieka wpadającego do środka. Był w ogniu od stóp do głów.
Była dziewczyna napastnika, Alyssa Moore pracuje w Murphy’s jako realizatorka dźwięku. Na razie nie chce komentować sprawy. W jej imieniu przemówiła siostra.
Alyssa łączy się myślami z każdym kto był świadkiem tego, na żywo i na Facebooku. Jared sterroryzował tego wieczoru Alyssę oraz wielu innych ludzi - wyznała. Moja siostra ma nadzieję, ze gdy poczuje się gotowa będzie mogła odwzajemnić wsparcie jakie teraz dostaje od was wszystkich. Jest również sercem z rodziną Jareda.
Internauci zorganizowali już zbiórkę na rzecz dziewczyny, aby m.in. mogła opłacić terapię i mieć środki do życia na czas gdy będzie wychodzić z traumy.
To nie pierwszy taki przypadek tragedii w mediach społecznościowych. Ostatnią była sprawa chłopca, który postrzelił się w trakcie transmisji na Instagramie i zginął na miejscu.
Założyciel Facebooka, Mark Zuckerberg zapowiedział już, że zatrudni dodatkowo trzy tysiące pracowników, aby móc szybciej reagować na tego typu treści zamieszczane w serwisie.