5 października 2014 roku zmarła Anna Przybylska, jedna z najpiękniejszych i najbardziej utalentowanych polskich aktorek młodego pokolenia. Miała zaledwie 36 lat gdy zmarła z powodu raka trzustki. Osierociła troje dzieci: 15-letnią Oliwię, 13-letniego Szymona i pięcioletniego Jasia. Partner aktorki, Jarosław Bieniuk, po jej śmierci przejął wszystkie rodzinne obowiązki. Jak ujawnia w rozmowie z Vivą, bywa ciężko, ale daje radę.
Najtrudniejsze jest poczucie odpowiedzialności, które na mnie spadło. Bardzo pomagają mi dziadkowie, moja mama, mama Ani. Ale nie mogą wziąć na siebie mojej odpowiedzialności, bo to moje życie i moje dzieci - wyznaje były piłkarz. Są osoby, które mi pomagają, jest pani korepetytorka, pomagająca mi czuwać nad nauką dzieci.
Każde z dzieci jest inne. Do każdego trzeba znaleźć osobny klucz. Cały tydzień jest logistycznie zaplanowany. W poniedziałek przychodzi pani Ania, we wtorek pani Asia, potem pani Magda, potem znowu pani Ania. Ale telefony od dzieci odbieram zawsze ja, jestem ich pierwszym doradcą. Staram się być rozumiejącym ojcem. Nastawionym na "tak", a nie na "nie". Jestem jedynakiem i mi to doskwierało. Powiedziałem więc sobie, że gdy się ożenię, muszę mieć dużą rodzinę i dużo dzieci. Pod tym względem byliśmy z Anią bardzo zgodni.
Od śmierci aktorki, która odeszła u szczytu kariery, mając szczęśliwe i poukładane życie rodzinne i właściwie wszystko, o czym można zamarzyć, minęły prawie trzy lata. Bieniuk ujawnia, że Przybylska jest ciągle obecna w życiu jego i dzieci.
Zdjęcia Ani są wszędzie w naszym domu. Można powiedzieć, że w jakiś sposób cały czas jest z nami. Szczerze mówiąc, te dni po śmierci Ani uciekły mi z pamięci - wspomina w wywiadzie. W głowie, na moim prywatnym, wewnętrznym dysku pozostała czarna dziura, której nigdy nie zapełnię. Nie wiem, co wtedy robiłem, o czym myślałem. Nagle znalazłem się jakby w innym świecie. Nie jestem gotowy, by o tym opowiadać. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę na to gotowy.
Nie chcę wracać do czasu choroby Ani, bo to było najbardziej traumatyczne doświadczenie w moim życiu. Chcę pamiętać Anię z naszych szczęśliwych lat, kiedy żartowaliśmy, bawiliśmy się, rodziliśmy dzieci. Piękną, roześmianą, czułą, spełnioną. Była bardzo ambitna i ta ambicja ją napędzała, dawała jej pozytywną energię. Żeby być szczęśliwym, trzeba mieć wszystko w komplecie: pracę i kogoś, kogo się kocha, na kim można się oprzeć, dla kogo warto żyć i pracować. Ania to miała, Ani to się udawało. Ona była całym moim dorosłym życiem. Wszystkiego uczyliśmy się od siebie wzajemnie. Jak może mi jej nie brakować?
Nawet jak wyjeżdżałem, rozmawialiśmy kilka razy dziennie przez telefon. Przez 13 lat. Znaliśmy się tak dobrze, wiedzieliśmy o sobie wszystko. Rozmawialiśmy o tym, że kiedy przestanę grać, osiądziemy w jednym miejscu, myśleliśmy, jak będziemy sobie spokojnie żyli, wychowywali dzieci, a Ania będzie mogła grać wymarzone role. I … weźmiemy ślub, bo wtedy będzie czas na przygotowanie uroczystości.
Obecnie Bieniuk spotyka się z Martyną Gliwińską, jednak, jak zapewnia w Vivie, nikt nie jest w stanie zastąpić mu Ani.
To wyjątkowa dziewczyna. Dzięki niej życie znowu mnie cieszy i nie boję się tego powiedzieć - ujawnia w wywiadzie. Rozumie mnie, wspiera no i ma świetne relacje z moimi dziećmi. Lubią się wzajemnie. Nie mógłbym obdarzyć uczuciem kobiety, której by nie akceptowały. Ania wie o tym, że zawsze będzie kimś bardzo ważnym i nic tego nigdy nie zmieni.
