W sobotę w katedrze świętego Mikołaja w Bielsku Białej najstarszy syn Beaty Szydło przyjął święcenia kapłańskie. Razem z dwunastoma diakonami wziął udział w uroczystości pod przewodnictwem biskupa Romana Pindela. Na ceremonii nie zabrakło szefowej rządu i rodziny Tymoteusza Szydło. Po zakończonej mszy największe zainteresowanie zgromadzonych wiernych i fotoreporterów przykuwała premier, która chętnie pozowała do zdjęć i udzielała wywiadów.
W rozmowie z Gościem Niedzielnym Beata Szydło nie kryła podekscytowania nową drogą życiową syna. Choć tłumaczyła, że większość polityków nie chciała komentować w żaden sposób jego decyzji, wśród międzynarodowych przywódców państw chlubnym wyjątkiem okazał się premier Węgier i jego żona Anikó Levai. Szefowa polskiego rządu przyznała, że dostała od węgierskiej pary "specjalny list" zaadresowany do Tymoteusza, nie chciała jednak zdradzić jego treści.
Politycy raczej nie odnoszą się do tego, co robi mój syn. Bardzo miły gest spotkał mnie ze strony Wiktora Orbana, który w ubiegłym roku, po święceniach diakonatu, przesłał Tymoteuszowi specjalny list - zdradziła Beata Szydło w katolickimi tygodniku. Żona Wiktora, z którą rozmawiałam dwa tygodnie temu, wzruszona zapewniła mnie o modlitwie za mojego syna. To bardzo miłe i ważne gesty. Od bardzo wielu ludzi i środowisk odbieram sporo oznak życzliwości i zapewnienia o modlitwie i wsparciu. Jestem niezmiernie wdzięczna tym wszystkim, którzy modlą się za Tymoteusza.
Premier przyznała również, że była "pełna obaw", kiedy jej syn zdecydował się na wstąpienie do seminarium. Choć Tymoteusz od dziecka zajmował się "służbą liturgiczną", Beata Szydło i jej mąż Edward woleli, aby wcześniej ukończył studia na uniwersytecie. Mimo sukcesów, które ich najstarszy syn odnosił na polu naukowym, rodzina wspierała go w wyborze nowej drogi życiowej i jest przekonana, że właśnie taką drogę "przeznaczył mu Pan Bóg".
Powołanie Tymka było dla mnie i mojego męża zaskoczeniem - tłumaczyła. Od dziecka syn był ministrantem i wiedzieliśmy, że służba liturgiczna jest dla niego bardzo ważna, ale nie przypuszczaliśmy, że w przyszłości wybierze seminarium duchowne (…). Kiedy powiedział nam, że wybrał seminarium, nie ukrywam, że pojawiły się nasze obawy. To niełatwa droga. Pamiętam, że prosiłam wówczas Tymoteusza, aby zastanowił się, czy najpierw nie powinien skończyć studiów na uniwersytecie, a dopiero potem pójść do seminarium. Wydawało mi się, że 19-letni chłopak nie jest jeszcze wystarczająco dojrzały, by podjąć tak odpowiedzialną decyzję. Namawiałam go, aby studiował filozofię, bo bardzo się tą dziedziną interesował i miał sukcesy w olimpiadzie filozoficznej. Ale był zdecydowany i przekonany, że wybór, którego dokonał, jest tym, który przeznaczył mu Pan Bóg. Wiem, że Tymek jest szczęśliwy, a my z mężem i cała rodzina jesteśmy z niego bardzo dumni. Czasami zastanawiam się nad tym i wracam pamięcią do różnych wydarzeń z naszego życia rodzinnego, z wczesnego dzieciństwa mojego syna. Odnajduję coraz więcej znaków, które otrzymywaliśmy od Boga, a których być może wtedy nie dostrzegaliśmy. Ale jak widać, gdy jest prawdziwe powołanie, to Opatrzność prowadzi prostą drogą wprost do niego.
Tymoteusz Szydło w wywiadzie dla tego samego tygodnika przyznał, że zawsze chciał zostać księdzem, a służbą Kościołowi zajmował się od dzieciństwa. Choć rodzice woleli, żeby kontynuował naukę na innym polu, on wolał pójść do seminarium. Jak wyznał, przez cały czas miał wsparcie rodziców, którzy pogodzili się z jego wyborem bez zbędnej krytyki.
Byłem związany z Kościołem, służbą liturgiczną od dzieciństwa i ta droga, którą wybrałem, była dla mnie naturalną kontynuacją - stwierdził syn Beaty Szydło. Nie rozważałem właściwie innych dróg dla siebie: po prostu wstąpiłem do seminarium. Miałem wsparcie rodziców, którzy nie byli jakoś szczególnie entuzjastycznie nastawieni, ale też nie oceniali, nie krytykowali. To, że mama była wtedy posłanką, nie miało żadnego związku z moją decyzją i jej obecne obowiązki też go nie mają. Gdybym miał zaczynać dzisiaj, to też bym wstąpił do seminarium, bo przecież najważniejsza jest realizacja powołania.
Jak podkreślił w wywiadzie, pomocą w tej drodze było dobre wychowanie, które otrzymał od swoich rodziców. Nauczyli go nie tylko bycia "dobrym człowiekiem" ale i świadomości "bycia Polakiem", co w jego rodzinie było szczególnie ważne. Przy okazji przyznał, że z mamą ma coraz słabszy kontakt "ze względu na jej liczne obowiązki", ale wie że zawsze może na nią liczyć.
Jestem im za to bardzo wdzięczny, za wartości, jakie przekazywane były w domu. One oczywiście też są jakoś przez rodziców wyniesione z ich domów. Na pewno oprócz przykładu, jak żyć wiarą, zawdzięczam im świadomość bycia Polakiem. Ten element patriotyczny był u nas zawsze ważny. Rodzice starali się wychować mnie według swojego sumienia, do uczciwości, bycia dobrym człowiekiem i - choć zdaję sobie sprawę z własnych niedoskonałości - mam nadzieję, że im się to przynajmniej trochę udało. Teraz kontakt z mamą jest trochę utrudniony z powodu jej licznych obowiązków, ale to przecież nie decyduje o naszych relacjach. Mama jest obecna w moim życiu, wspiera mnie i towarzyszy.