W ciągu ostatniego miesiąca Jacek Kurski dokonał czegoś, co nie udało się nikomu wcześniej - skłócił się z całym środowiskiem artystycznym oraz doprowadził do upadku Festiwal w Opolu, który w swojej 54-letniej tradycji nie odbył się tylko raz - z powodu stanu wojennego. Ponadto Kurski sukcesywnie doprowadza do ruiny Telewizję Polską, co pokazują sondaże oglądalności kolejnych programów.
Choć prezes stara się robić dobrą minę do złej gry, z pewnością zdaje sobie sprawę ze swojej fatalnej sytuacji i z tego, że - jak określił to Krzysztof Materna - popełnił wizerunkowe pół-samobójstwo.
Jacek od lat nie należy do specjalnie lubianych polityków, co dano mu odczuć na meczu Legii Warszawa z Lechią Gdańsk. Zasiadł w loży dla VIP-ów, wymachiwał flagą drużyny z Gdańska, czym wywołał wściekłość warszawiaków.
Na Twitterze pojawiły się informacje, że Jacek został między innymi opluty i obrzucony kubkami z napojami. Miało również dojść do szamotaniny. Taką wersję wydarzeń potwierdził zresztą prezydent Gdańska Paweł Adamowicz.
Nie podobało mi się zachowanie kibiców, którzy zaczęli rzucać w nas butelkami i kubeczkami. Oczywiście nie groziła nam utrata zdrowia, ale nie było to fajne - powiedział w rozmowie z Gazetą Wyborczą.
W sieci nie brakuje filmików dokumentujących zdarzenie, mimo to prezes, w tradycyjnym dla siebie stylu wypiera rzeczywistość i zaprzecza, że cokolwiek takiego miało miejsce.
Zdecydowanie zaprzeczam, jakoby miało dojść do linczu czy rzucania przedmiotami. Było tylko kilka wrogich okrzyków - przekonuje dziennikarza Wirtualnych Mediów.
To zupełnie jak rok temu w Opolu, gdy przekonywał, że masowe wygwizdanie go jest... wyrazem sympatii ze strony publiczności.
Na pytanie dlaczego świadomie naraził się na gniew stołecznych kibiców, prezes odpowiedział beztrosko, że wszystkiemu winien jest... "zew kibica".
Jestem człowiekiem kochającym piłkę i lechistą z krwi i kości. Trenowałem w tym klubie jako trampkarz, potem przez wiele lat działałem w organizacjach kibicowskich. Poczułem zew kibica - tłumaczył.
Jak się okazuje, to nie pierwszy taki incydent, kiedy Kurski w dosadny sposób okazuje lekceważenie warszawskiemu klubowi. Rok temu na konferencji prasowej dotyczącej archiwalnych materiałów o Legii prezes pojawił się z szalikiem Lechii Gdańsk, który nonszalancko położył obok siebie na stole.
Po muzykach, filmowcach i zwolnionych dziennikarzach grupa przeciwników Jacka chyba właśnie nieco się powiększyła.