13 lipca miną trzy lata odkąd Dariusz K., były mąż Edyty Górniak i ojciec jej jedynego syna, postanowił poszaleć swoim luksusowym BMW po ulicach Warszawy. Brawurowy rajd celebryty zakończył się tragicznie - w wypadku, który spowodował, zginęła 63-letnia Ewa J. wracająca właśnie z niedzielnej wizyty u córki i wnuków. Przechodziła przez jezdnię przepisowo, na pasach i zielonym świetle, jednak Dariusz K. był w takim stanie, że nie zwracał uwagi na sygnalizację świetlną. Chyba w ogóle mało co go wtedy obchodziło.
Świadkowie tragedii zeznali, że nawet nie próbował pomóc kobiecie, tylko spojrzał obojętnie i zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Zobacz: Dariusz K. NIE POMÓGŁ OFIERZE PO WYPADKU?! "Podszedł, spojrzał i odszedł"
W trakcie procesu biegli wyjaśnili, że powodem jego zachowania było to, że zażył kokainę godzinę do półtorej przed wypadkiem. W takiej sytuacji polskie prawo zakłada działanie z premedytacją, czyli uznaje, że człowiek, wsiadający za kierownicę pod wpływem środków odurzających liczy się z tym, że może kogoś zabić. W takiej sytuacji nie ma mowy o wyroku w zawieszeniu.
Obrońcy Dariusza K. dokonywali w sądzie karkołomnych sztuczek, powołując się na nieistniejące choroby, które, ich zdaniem, mogły opóźnić rozkład kokainy w organizmie. Chodziło o to, by przekonać sąd, że Dariusz zażył kokainę poprzedniego dnia i wsiadając do auta nie był świadomy tego, że wciąż znajduje się pod jej wpływem. Sam oskarżony próbował elegancko obarczyć winą za wypadek... swoją byłą żonę, zapewniając, że to przez nią ma zszargane nerwy, które musi koić narkotykami.
W kwietniu 2016 roku Dariusz K. usłyszał wyrok siedmiu lat więzienia i dożywotniego zakazu prowadzenie pojazdów mechanicznych. Wdowiec po Ewie J. uznał wtedy, że wprawdzie życia już nic jej nie wróci, to przynajmniej Dariusz K. już nikogo więcej nie zabije samochodem.
Jednak w procesie apelacyjnym sędzia dopatrzyła się tak poważnych błędów formalnych, że musiała obniżyć wyrok o rok i zasądzić zakaz prowadzenia auta na 10 lat, nie zaś dożywotnio. W uzasadnieniu tłumaczyła, że chociaż nie podważa opinii biegłych w kwestii czasu zażycia kokainy, to jednak ten fakt nie został w porę odnotowany w dokumentacji śledztwa. Ostatecznie więc skazano go na osiem lat pozbawienia wolności, na poczet których zaliczony zostanie u czas spędzony w areszcie.
Nawet lekarz pobierający krew do badań nie stwierdził żadnych objawów, nie zakreślił w dokumentacji, że może być pod wpływem kokainy - narzekała sędzia Magdalena Roszkowska-Matusik. Z drugiej strony fakt, że wjechał z nadmierną prędkością na przejście dla pieszych i śmiertelnie potrącił kobietę, nie pozwala na orzeczenie wobec niego kary niższej niż sześć lat więzienia.
Po usłyszeniu wyroku Dariusz K. został wypuszczony do domu, dzięki kaucji w wysokości 400 tysięcy złotych, które wpłaciła jego ciocia. Spędził ten czas odreagowując stres w gronie przyjaciół nad jeziorem. Zobacz: Wolność za 400 TYSIĘCY: Dariusz K. OPALA POŚLADKI na Mazurach (ZDJĘCIA)
Pod koniec maja Sąd Okręgowy w Warszawie wydał jednak zarządzenie, w myśl którego celebryta musi zgłosić się więzienia w ciągu 30 dni od daty otrzymania wezwania.
Ten pan jest zobowiązany zgłosić się w najbliższym areszcie śledczym lub zakładzie karnym, skąd zostanie skierowany do zakładu, w którym odbędzie karę - informuje pracownik Sądu Okręgowego w rozmowie z tygodnikiem Twoje Imperium. Jeśli nie stawi się dobrowolnie, zostanie doprowadzony przez policję. Zwolnienie lekarskie nie zwalnia go od obowiązku stawienia się.
Jaki myślicie, jakie plany ma Dariusz na najbliższy miesiąc?