Beata Tyszkiewicz dwa tygodnie temu z problemami kariologicznymi trafiła do warszawskiego szpitala. Okazało się, że 78-letnia aktorka przeszła zawał i konieczne było przeprowadzenie zabiegu udrożnienia tętnicy wieńcowej. Zabieg przebiegł pomyślnie.
Beata tak się z tego ucieszyła, że gdy tylko mogła wstać ze szpitalnego łóżka, czmychnęła na podwórko, żeby uczcić sukces papierosem.
Dziennikarzom i zaniepokojonym córkom zapowiadała odważnie, że nie planuje rozstania z ulubionym nałogiem.
Dopiero kiedy kilka dni po opuszczeniu szpitala trafiła do niego ponownie z silnymi bólami w klatce piersiowej, zrozumiała, że powinna uznać to za poważne ostrzeżenie.
Od tamtej pory mocno spokorniała. Jak ujawniają osoby z otoczenia aktorki, postanowiła nawet, ze względów bezpieczeństwa, zaangażować kierowcę na stałe.
Do tej pory Tyszkiewicz sama prowadziła auto. Wprawdzie zdarzały jej się wpadki, głównie z parkowaniem, ale zasadniczo jest nie najgorszym kierowcą: Tyszkiewicz parkuje na pasach
Tyszkiewicz uznała jednak, że ze swoim niestabilnym zdrowiem mogłaby stanowić zagrożenie dla siebie i innych.
Boi się, że nagle gorzej się poczuje i straci panowanie nad autem - ujawnia znajomy aktorki. Obecnie pomagają jej bliscy, ale ona nie chce ich obciążać. Mówi, że niebawem poszuka kogoś, kto będzie za opłatą woził ją po mieście.