Johnny Depp nie ma ostatnio zbyt dobrej passy. Aktor, który dwa tygodnie temu skończył 54 lata, najlepsze lata kariery ma już najwyraźniej za sobą. Coraz mniej prawdopodobne wydaje się, by się jeszcze podniósł. Firma, która zajmuje się finansami aktora, ujawniła, że jest on praktycznie bankrutem. Splendoru nie dodają mu także wstydliwe szczegóły pożycia z Amber Heard, która ujawniła, że gwiazdor ma problem z narkotykami i niekontrolowaną agresją. Była menedżerka Deppa dobiła go zaś wyznaniem, że już od dawna nie jest w stanie zapamiętać najprostszego scenariusza i dialogi trzeba mu podpowiadać przez słuchawkę w uchu.
Przypomnijmy: Menedżerka Johnny'ego Deppa: "Skończył się jako aktor! Dyktują mu tekst roli przez słuchawkę w uchu"
Rzeczywiście, nawet najwytrwalsi fani Piratów z Karaibów są zdania, że w najnowszej części mógł się bardziej postarać. Ostatnio Johnny znów sobie nagrabił. Jako gość specjalny Cineramaggedonu w Glastonbury, gawędził sobie z publicznością, snując marzenia na temat zamachu na prezydenta Donalda Trumpa.
Możemy tu sprowadzić Trumpa? To tylko pytanie, nie chcę niczego insynuować, ale on potrzebuje pomocy. Przy okazji - to będzie w prasie i wyjdzie okropnie, ale cieszę się, że jesteście tego częścią. Kiedy ostatnio jakiś aktor zabił prezydenta? - zapytał, nawiązując do udanego zamachu na prezydenta Abrahama Lincolna, dokonanego przez aktora Johna Wilkesa Bootha w 1865 roku. Trochę się zeszło, ale chyba już czas - dodał poczas wystąpienia.
Jak donosi USA Today, wypowiedź aktora wywołała wielki entuzjazm wśród publiczności.
Chcę podkreślić, że nie jestem aktorem - dodał Depp. Po prostu żyję z kłamstwa.
Udany żart?
_
_