Od kilku tygodni w sieci toczy się zaciekła dyskusja na temat powrotu Anny Lewandowskiej do formy po ciąży. Żona Roberta rozwścieczyła internautów zdjęciem, na którym pokazuje umięśniony brzuch miesiąc (!) po porodzie. Wielu krytyków zarzuciło jej, że niepotrzebnie epatuje odchudzoną figurą i wpędza wiele kobiet w kompleksy. Nie każda bowiem może pozwolić sobie na "luksusowy tryb życia", otaczając się opieką niań i nie pracując zawodowo na co dzień. Ania zdaje się jednak nie przejmować falą krytyki i chętnie publikuje kolejne fotografie, na których "promienieje szczęściem" i motywuje fanki do zdrowego i sportowego trybu życia.
Jak się później okazało, figura Lewandowskiej to zasługa sprytnej pozy i odpowiednio dobranego filtru na Instagramie, co nijak ma się do rzeczywistości: Lewandowscy w willi na Warmii: trening na tarasie, opalanie na prywatnej plaży (ZDJĘCIA)
Do grona otwarcie atakujących postawę Lewandowskiej dołączyła właśnie Sylwia Chutnik, pisarka i felietonistka Wysokich Obcasów. W szczegółowej analizie działań Ani w serwisach społecznościowych, dziennikarka zwraca uwagę na to, że sportsmenka niepotrzebnie promuje swoją nienaganną figurę po porodzie i "bycie fit" w imię swoich zasad i standardów. Tym samym Lewandowska udowadnia, że nie zna "normalnego życia" i pokazuje młodym mamom "odrealnioną wizję macierzyństwa".
Jeszcze w sprawie płaski brzuch versus grubasy. Od kilku dni obserwujemy dyskusję dotyczącą tego, czy pokazywanie fit ciała jest opresyjne, czy motywujące - napisała w Wysokich Obcasach. Najbardziej oberwało się Annie Lewandowskiej, ale mam wrażenie, że zdjęcie jej wyćwiczonego kaloryfera przelało czarę goryczy u niektórych kobiet. Wyraźnie miały już dość wciskania im nieustannych zadań do zrobienia w imię "szczęścia".
Chutnik twierdzi, że wszystkie zarzuty skierowane w stronę Lewandowskiej nie są "atakami personalnymi i hejtem", a raczej pokazują pewne zjawiska, które postanowiła podzielić na dwie grupy. Jej zdaniem, w pierwszej grupie kobiet, w której sytuuje się m.in. Ania, obserwuje się "radykalny i możliwie jak najszybszy powrót do figury sprzed ciąży" nieważne jakim kosztem.
Pierwsza grupa to powrót do figury sprzed ciąży - możliwie najszybszy i radykalny - tłumaczy. Wszystko po to, aby pokazać, że umie się dyscyplinować swoje ciało i tym samym dostosować do standardów fit. Czas połogu zniknął z naszego życia, podobnie jak żałoba czy inne stany przejściowe. Szkoda na nie czasu. Jest za to bycie w gotowości dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Pisarka zauważa również, że obecne czasy opanowała moda na promowanie siebie w Internecie. Według niej, ludzie nie potrafią już żyć bez komputerów i telefonów, a presja otoczenia zmusza kobiety do "ciągłego autopromowania". W efekcie czterdziestoletnia kobieta "zachowuje się jak dwunastolatka", spragniona ciągłego podziwiania i pokazywania życia, które tak naprawdę nie istnieje.
Druga kwestia to maksymalny wzrokocentryzm. Setki zdjęć, wygibasy w fikuśnych pozach, fotorelacja ze śniadania i kolacji, bycie online i coraz mniej ubrań na sobie przy jednoczesnym rozpasanym konsumpcjonizmie. W ramach ciągłego autopromowania czterdziestoparoletnia kobieta musi grać w tę samą grę co dwunastolatka. Musi pokazać się tak, żeby ludzie podziwiali jej ciało. Wówczas ją zaakceptują, dadzą lajki, zaczną udostępniać zdjęcia. Będą lubić i podziwiać, a przecież o to nam głównie chodzi. Niektórzy powiedzą, że zdjęcia wyćwiczonego ciała to nie tylko duma z osiągniętych wyników, ale też motywacja do pracy nad sobą. Zgodzę się, ale to zabawa raczej dla zamożnych. Bo co to za motywacja dla kobiety, która właśnie urodziła dziecko z niepełnosprawnością? Ma wstać jeszcze wcześniej rano i zrobić sobie fotkę w bikini? Co to za motywacja dla ludzi żywiących się w najtańszych hipermarketach, bo nie stać ich na ekobioglutenfree owsianki z owocami zbieranymi o wschodzie księżyca**?**
Wśród smutnych rozważań, Chutnik zastanawia się nad tym, dlaczego kult ciała opanował kobiety niemal w każdym wieku, a wciąż brakuje osób, które chcą się dokształcać i stawiać na karierę naukową.
Gdzie są dziewczyny robiące doktoraty i wrzucające na Insta super zdjęcia z laboratorium? – pyta. Niech będzie: w rozpiętym fartuchu. Gdzie się podziały marzenia o zostanie prezydentką, naukowczynią, artystką? Czy wszystkie rewolucjonistki robią brzuszki? I nie ma nikogo, kto by świeżo upieczonej mamie wrzucił motywacyjny post: "olej brzuch, odpocznij po porodzie i poczytaj książkę".
Warto zauważyć, że wiele celebrytek broni Lewandowskiej twierdząc, że świeżo upieczona mama ma prawo ćwiczyć, odżywiać się zdrowo i mieć czas na własne przyjemności. Przy okazji chętnie atakują wszystkich krytyków takiej postawy, tłumacząc że są "zakompleksionymi zazdrośnikami". Zdaniem Chutnik, prowadzi to do "zidiocenia naszej kultury" i sprawia, że bycie fit to jedyny cel w życiu kobiet.
Czytam, że kiedy wyrażam swój sprzeciw wobec nadmiernego eksponowania dbania o ciało, to jestem zazdrośnicą i mam kompleksy - przyznaje. Dziwi mnie, że część osób nie zauważa niepokojącego zidocenia naszej kultury, która co prawda zawsze uwielbiała seksowne lalki, ale nie na taką skalę. Bycie fit nie oznacza wciskania ludziom, że to najważniejsza sprawa w życiu. Gdziekolwiek spojrzę, tam wszystkie kobiety są na jakiejś diecie, odchudzeniach, odsysaniach. Dbanie o ciało i organizm wygląda jak katorga, a nie przyjemność. Jesteśmy niewolnicami chudego i zgrabnego. (…) Ćwiczmy też mózg, bo kaloryfer oklapnie, a głowę będziemy mieć ze sobą do końca życia.
_
_