Kamil Durczok dwa lata temu rozstał się z TVN-em, niestety, w niesławie. Pogrążyły go dwie publikacje tygodnika Wprost i jedna Newsweeka, które ujawniły wstydliwe szczegóły pracy redakcji Faktów. Wynikało z nich, że Durczok, jako szef, lubował się w poniżaniu pracowników, zastraszaniu ich i składaniu pracownicom propozycji seksualnych:
Po tym, jak komisja wewnętrzna TVN-u potwierdziła, że artykuły tygodnika są oparte na faktach, zwolniła Durczoka z pracy. Kamil ma na ten temat inne zdanie niż jego były pracodawca i procesuje się w tej sprawie z tygodnikiem Wprost. Co ciekawe, nigdy nie pozwał do sądu Newsweeka, który w marcu 2015 roku opublikował artykuł o bardzo podobnej treści.
W rozmowie z Dominiką Wielowieyską w programie Crash Test Durczok ujawnia, na jakim etapie są obecnie jego procesy.
Pierwszy proces jest wygrany. Ten dotyczący tego nieszczęsnego mieszkania i próby zrobienia ze mnie zoofila, pedofila, nie wiem czego tam jeszcze - ujawnia Kamil. Drugi się właśnie kończy. Zostały jeszcze mowy stron i chyba ze dwóch czy trzech świadków. Mocno liczę na pozytywny wynik. Ten proces dotyczy molestowania i mobbingu. Poczekamy do końca. Obalamy, mam nadzieję, wszystkie argumenty, które się tam znajdują, ale oczywiście ocena należy do sądu.
Przypomnijmy, że w pierwszym procesie, który Kamil uważa za wygrany, sąd nie weryfikował informacji zamieszczonych w tygodniku Wprost, a jedynie dociekał, czy redakcja nie posunęła się za daleko w ich ujawnianiu.
Jeśli zaś chodzi o drugi proces, o mobbing i molestowanie, to pracownicy Durczoka potwierdzili swoje zarzuty wobec szefa w zeznaniach przed komisją wewnętrzną TVN-u.
Kamil do tej pory ma do nich żal o to, że powiedzieli prawdę.
Zresztą nigdy się z nimi nie spotkał i nie przeprosił za "wdeptywanie gęby między kamienie i błoto" i przekształcenie redakcji Faktów w "amerykański poligon". Uważa, że jego ofiarom w zupełności wystarczy deklaracja, że przemyślał sprawę, co zawarł w książce Przerwa w emisji. Oczywiście pod warunkiem, że kupią ją i przeczytają. W ten sposób Kamil jeszcze parę groszy na nich zarobi.
Zarzut, że nie miałem po tym żadnej refleksji to obrzydliwe kłamstwo - zapewnia. W tej książce są takie zdania, które dowodzą, że obecnie zupełnie inaczej reagowałbym na niektóre sprawy. Tu nie chodzi o żadne molestowanie seksualne, bo nie było żadnego molestowania. Mogę to powtórzyć po raz enty, enty i enty: wiele zachowań z mojej strony byłoby innych. Nie wziąłem pod uwagę tego, że nie każdy musi podzielać taki pogląd, że jak na amerykańskim poligonie, z gębą wbitą między kamienie i błoto, trzeba walczyć. Bo są po prostu ludzie o innej konstrukcji. I tych ludzi chciałbym dziś przeprosić, to jest dziś moje przesłanie. I tak chyba wystarczy. Myślę, że to, co usłyszała komisja, a potem co do mnie dotarło, jakoś tam czyni nas kwita.
Myślicie, że tak samo myślą byłe koleżanki z pracy Kamila? One też czują się "kwita"?