W poniedziałek TVN wyemitował czwarty odcinek drugiego sezonu Projektu Lady, w którym, jak wyjaśniają twórcy, "trzynaście wyjątkowych dziewcząt otrzymało drugą szansę w życiu".
O tym, jak bardzo są wyjątkowe, uczestniczki dowiedziały się od Tatiany Mindewicz-Puacz, która zmusiła je do uczestnictwa w "eksperymencie" przeprowadzonym przez "zaprzyjaźnionego profesora". Kandydatki na "damy" w osłupieniu obejrzały materiał filmowy, nagrany w sali wykładowej jednej z wyższych uczelni. Zobaczyły jak "zaprzyjaźniony profesor" rozdaje studentom zdjęcia uczestniczek Projektu Lady z poleceniem, by ocenili je po wyglądzie.
To my jesteśmy? - zapytała zdumiona Daria Juszczyk.
Kolejnym etapem tej jakże oczyszczającej analizy był obowiązek głośnego odczytania opinii, którą przedstawili studenci.
Pojawiły się na przykład takie komentarze, jak: "tony tapety", "wulgarna", "towar wielokrotnie macany przestaje być atrakcyjny", "ubiór a la szybki dostęp", "z daleka od takich kobiet", "sprawia wrażenie chamskiej", "kryje się za butelką piwa", "hej, dupeczko, daj numer do siebie, zabawimy się tak, że będziesz chciała więcej", "o matko, a ona to pracuje jako striptizerka czy prostytutka?" oraz "bez kija nie podchodź”.
Nie wszystkim uczestniczkom udało się powstrzymać łzy...
Jeszcze przed oficjalną emisją odcinka osoby, które obejrzały go w wersji przedpremierowej, zdążyły wyrazić swoje oburzenie w internecie.
Mam wiadomość dla pani Tatiany Milewicz-Pułacz: żeby w ten sposób skomentować to przemocowe, szowinistyczne gó*no, trzeba być prawdziwą arystokracją ducha i mieć mega klasę - napisała sarkastycznie Kaja Kusztra.
Zobacz: Oburzenie po naukowym "eksperymencie" w "Projekcie Lady". "Przemocowe, SZOWINISTYCZNE GÓ*NO!"
Tatiana Mindewicz-Puacz przekonywała w odpowiedzi, żeby z grupy dziewcząt o bardzo trudnych, często przemocowych doświadczeniach życiowych, "nie robić takich biednych, bo one tego nie potrzebują".
Niespodziewanie głos w awanturze zabrały władze uczelni, gdzie został przeprowadzony "eksperyment" Ich oficjalne stanowisko raczej się mentorce nie spodoba. Przy okazji wyszło na jaw, że "zaprzyjaźniony profesor", który zresztą w rzeczywistości posiada tytuł zaledwie magistra, od kilku miesięcy nie pracuje już na uczelni.
Szanowni Państwo, w odpowiedzi na wiadomości i komentarze wokół programu "Projekt Lady" TVN i pana Michała Przymusińskiego informujemy, że współpraca z programem była osobistą decyzją wykładowcy, która nie mieści się w formule misji Collegium Civitas - napisano w oficjalnym oświadczeniu. Od kilku miesięcy pan Michał Przymusiński nie współpracuje już w roli stałego pracownika uczelni. Należy wspomnieć o tym, że nasi socjologowie od lat realizują wiele profesjonalnych badań dotyczących problemu rasizmu, mowy wrogości i mowy nienawiści, a sama uczelnia wspiera wiele akcji i kampanii przeciw tym odrażającym zjawiskom w życiu publicznym. Osoby, które poczuły się urażone działaniami naszego pracownika przepraszamy i zapewniamy, że tego typu incydenty spotkają się zawsze ze zdecydowanym potępieniem naszego środowiska**.**
Sam magister Michał Przymusiński także poczuł się w obowiązku przedstawienia swojego stanowiska w tej sprawie. Zapewnia na Facebooku, że gdyby poinformowano go dokładnie, na czym polega "eksperyment", nigdy by się nie zgodził na jego przeprowadzenie, bo nie pozwoliłaby mu na to etyka zawodowa. Jak ujawnia, producenci przedstawili mu tylko część prawdy i to raczej nie za dużą.
Nie miałem cienia wątpliwości, że ankiety są zbierane za zgodą i wiedzą osób ocenianych, ponieważ tak mi to zostało przedstawione. Nigdy nie przedstawiono mi koncepcji upublicznienia wyników ankiet na antenie w jakiejkolwiek postaci, decyzja o tym została podjęta bez mojej wiedzy - powiedziano mi, że opinie te będą wyłącznie do wiadomości osób ocenianych i pomogą im w samodoskonaleniu i pracy nad wizerunkiem - dlatego ankiety były anonimowe i przekazane od razu członkom ekipy. (...) Twórcy programu nie kontaktowali się ze mną ani przed, ani po nagraniu w żadnej sprawie - nigdy nie rozmawialiśmy ani osobiście, ani telefonicznie; samo nagranie trwało ok. 20 minut i miało na celu wyłącznie zebranie ankiet - uczestniczyła w nim ekipa techniczna, podczas nagrania nie było mowy o publicznym wykorzystaniu ankiet, ani koncepcji programu czy jakiejkolwiek rozmowy na temat scenariusza programu. Faktem jest, że jakiś czas temu otrzymałem prośbę o pomoc w zebraniu przygotowanych przez TVN ankiet. W tym, i tylko tym, zakresie zgodziłem się pomóc. Dopiero podczas nagrania okazało się, że rejestrację przeprowadza firma producencka pracująca na zlecenie TVN, a nie pracownicy telewizji. Najważniejsze jednak jest, że nie potwierdzam, że komentarze przeczytane przez prowadzących zostały zebrane podczas zdjęć z moim udziałem. Żadna z przeczytanych wypowiedzi nie była ze mną w żaden sposób konsultowana, ani jej wcześniej nie znałem. Cała sytuacja jest niezmiernie przykra. Żałuję, że miała miejsce i została odebrana, jakbym w jakikolwiek sposób afirmował to co miało miejsce w programie. Ze swojej jednak strony pragnę zaznaczyć, że skoro nigdy nie rozmawiałem z żadną z osób odpowiedzialnych za kształt programu, przekaz dotyczący mojej osoby jest manipulacją - począwszy od tego, że znam autorów programu (nie znam), poprzez to, że miałem jakikolwiek wpływ lub wiedzę o koncepcji programu i "eksperymentu" (nie miałem), na wydźwięku oceny uczestniczek skończywszy.
Zapytana o komentarz Małgorzata Rozenek-Majdan, postanowiła, jak na damę przystało, nie pchać się na pierwszy plan, lecz schować za plecami koleżanki z programu.
Nad psychologiczną stroną programu czuwa Tatiana, która jest wykwalifikowanym terapeutą, więc ma duże doświadczenie w tego typu ćwiczeniach - wyjaśnia odważnie. Ten eksperyment miał na celu uświadomienie dziewczętom, że nie zdają sobie sprawy z tego, z jakimi błędnymi, a tym samym krzywdzącymi opiniami mogą się spotkać na swój temat, a przecież pierwsze siedem sekund decyduje o tym, jak jesteśmy odbierani przez innych. Bardzo ciężko jest zmienić później sposób, w jaki jesteśmy odbierani. Jedna z uczestniczek podziękowała za to, że był to trudny, ale przełomowy dla niej moment, bo mogła usłyszeć to, co ludzie zazwyczaj mówili o niej za plecami. Mało kto chciałby przejść taki eksperyment, ale w przypadku dziewcząt był bardzo potrzebny. Dzielnie poradziły sobie z nim. Gdy któraś potrzebowała od nas wsparcia, byłyśmy dla nich.
W takim razie ciekawe, czy Małgosia poradziłaby sobie z niepochlebnymi opiniami na swój temat lepiej, niż niedoświadczone uczestniczki zmanipulowanego show. Albo Kasia Warnke i jej goła pupa.
Zobacz: Warnke kłóci się O GOŁY TYŁEK na Instagramie: "Z pana jest zwykły cham, wypisuje pan dyrdymały"