Jednym z niewątpliwych plusów popularności jest możliwość pomocy potrzebującym. Nic więc dziwnego, że większość pierwszoligowych gwiazd, a także mniej znanych celebrytów, chętnie angażuje się w akcje charytatywne. To nie tylko spełnienie dobrego uczynku, ale w dodatku prosty sposób na ocieplenie wizerunku.
Niestety, nie brakuje osób, które gotowe są wykorzystać dobre intencje sławnych osób do własnych celów. Boleśnie przekonała się o tym właśnie Katarzyna Zielińska. Aktorka, podobnie jak kilkanaście innych gwiazd, była poruszona sprawą 2-letniego Antosia Rudzkiego, który chorował na rzadkiego siatkówczaka. Schorzenie to może nie tylko prowadzić do ślepoty, ale i nawet śmierci. Jedyną nadzieją dla dziecka była kosztowna, eksperymentalna terapia w Stanach Zjednoczonych, której koszt miał wynieść aż 1,5 miliona złotych. Rodzicom chłopca udało się zebrać samodzielnie milion, a o pozostałe 500 tysięcy walczono organizując internetową zbiórkę, w której promocję czynnie zaangażowali się celebryci.
Wszystko wskazuje jednak na to, że ich praca poszła na marne, bo mały Antoś… nie istnieje! Organizująca podobne zbiórki fundacja SiePomaga oświadczyła, że cała akcja to prawdopodobnie bardzo dobrze zaplanowane kłamstwo.
Kilka miesięcy temu otrzymaliśmy zgłoszenie na siepomaga.pl. Po weryfikacji zostało ono odrzucone. I na dzień dzisiejszy... również byśmy je odrzucili. Według nas jest to oszustwo - czytamy w opublikowanym na Facebooku komunikacie.
Cała sprawa zaszokowała Zielińską, która wielokrotnie wykorzystywała swoją popularność, by pomóc potrzebującym. Niestety, jak przyznała sama aktorka, ktoś wykorzystał jej dobre chęci nie po raz pierwszy.
Kochani! Nie wiem jakim trzeba być człowiekiem, żeby zrobić coś takiemu drugiemu człowiekowi. Czuję się zbita jak piesek, który chciał dobrze. Przepraszam Was wszystkich. Tydzień temu napisał do mnie człowiek (PO RAZ KOLEJNY!) który podawał się za ojca przepięknego Antosia. Napisał, że brakuje im pieniędzy na operację nowotworu oczka... CO ZA SKURWY**ŃTWO. JAK TAK MOŻNA?! - pisze zbulwersowana Zielińska. Już nie raz pomagałam UCZCIWYM ludziom w takich sytuacjach. Już nie raz prosiłam Was o pomoc. Już nie raz pomogliśmy małym, wspaniałym, dzielnym pacjentom, którzy cieszą się teraz nowymi oczkami, nowym serduszkiem. Namówiłam nie tylko Was, wspaniałych ludzi, do zbiórki dla Antosia. Namówiłam wspaniała Marzenę Rogalską, wspaniałego Marcina Gortata. PRZEPRASZAM WAS WSZYSTKICH. Mam nadzieję, że każdemu z Was zostaną zwrócone pieniądze. Że OSZUST ZOSTANIE ZŁAPANY. Ja BĘDĘ nadal pomagać. BĘDĘ teraz stokrotnie sprawdzać prawdziwość informacji. Bo TRZEBA POMAGAĆ. A człowiekowi, który to zrobił nie życzę źle. Trzymam za niego kciuki, żeby karma, która wraca pomogła mu stać się DOBRYM CZŁOWIEKIEM. Jeszcze raz Was przepraszam.
W nagłośnioną w mediach akcję zaangażowali się też Anna i Robert Lewandowscy. Para podobno tak przejęła się losem nieistniejącego chłopca, że przelała na poczet jego leczenia aż 100 tysięcy złotych.
Przedstawiający się jako "Celebrity & Sports manager" Michał Siniecki, który zorganizował internetową zbiórkę, na Facebooku zapewnił, że on również dał się oszukać. Obiecał, że każdy, kto wpłacił pieniądze na pomoc Antosiowi, odzyska swoje pieniądze.
Lewandowscy nie skomentowali jeszcze tej sprawy, jednak specjaliści od internetowych zbiórek już twierdzą, że skandal z nieistniejącym Antosiem poważnie zaburzy zaufanie do tego typu akcji i zaszkodzi ludziom, którzy naprawdę potrzebują pomocy.