Arkadiusz Hutor jeszcze kilka lat temu mieszkał na ulicy. Gdy zgłosił się do wrocławskiego oddziału PCK, otrzymał schronienie w postaci małego pokoiku, który mógł bezterminowo zajmować. Mężczyzna odwdzięczał się za lokum wykonując dla swoich darczyńców drobne prace.
Początkowo roznosiłem ulotki wyborcze i jeździłem takim małym samochodem, zbierałem zbiórki i przywoziłem do PCK. Na początku to robiłem praktycznie za darmo, potem za 100 zł tygodniowo, a w końcu dostałem etat - opowiada pan Arkadiusz.
Z czasem, gdy zdobył zaufanie personelu placówki, zaczęto go angażować w bardziej odpowiedzialne zadania, aż w końcu zaproponowano mu założenie firmy.
Mniej więcej dwa lata temu pan Bartek przyszedł do mnie i powiedział, że rozmawiał z panem dyrektorem i poprosił mnie, żebym założył działalność gospodarczą, tłumacząc, że to będą dodatkowe ulgi i więcej pieniędzy dla PCK - wspomina pan Arek. Od razu mi powiedziano, że wszystkie pieniądze będą dla PCK. Dokumenty wypełnił mi pan Bartłomiej, a ja zaniosłem je do urzędu.
Hutor zarejestrował na swoje nazwisko firmę, która miała zajmować się skupowaniem używanej odzieży. Z materiałów, do których dotarli dziennikarze Polska The Times wynika, że w rzeczywistości działalność posłużyła jako kanał defraudacji pieniędzy, a sam pan Arkadiusz stał się przysłowiowym "słupem". Na biznesie korzystali wszyscy poza samym panem Arkiem. Używaną odzież z kontenerów segregowano i wysyłano do firmy ze Skarżyska Kamiennej, która w zamian przelewała pieniądze na konto firmy Hutora. W ciągu kilkunastu miesięcy trafiło na nie ponad 600 tysięcy złotych.
Odzież jest pakowana w worki, przywożona, robimy wstępną segregację i ona trafia na kontenery, które są zgłaszane i oni odbierają. Płacili ponad 60 groszy za kilogram. Pan dyrektor powiedział, że pozwolił panu Barłomiejowi brać sobie małymi łyżeczkami pieniądze i pan Bartek zaczął sobie z tego żyć - opisuje przestępczy proceder były bezdomny.
Gdy pan Arkadiusz zorientował się, co tak naprawdę firmuje swoim nazwiskiem, złożył zawiadomienie do prokuratury.
Złożyłem zawiadomienie, bo czuję się oszukany przez troje ludzi, w tym przez panią Dorotę - księgową. Dziwne że nic nie zauważyła...
Obecnie firma już nie istnieje, a Hutor został ze 120-tysięcznym długiem. Były członek zarządu wrocławskiego oddziału Polskiego Czerwonego Krzyża umywa ręce od całej sprawy. Postanowił jednak ukarać Hutora za brak lojalności i podjął decyzję o wyrzuceniu go z zajmowanego przez niego lokalu. Po nagłośnieniu sprawy w mediach decyzję ostatecznie zmieniono, jednak Hutor będzie musiał od teraz płacić czynsz za swój pokój.
Adam Fornal zaprzecza jednak jakoby próba wyrzucenia mężczyzny na bruk miała coś wspólnego z ujawnionymi przez niego machlojkami.
Dlaczego wszyscy zaraz mówicie, że to represje? Dostał wypowiedzenie z mieszkania, bo nie wiem, na jakiej zasadzie tu był - broni się prezes.
Sprawę szczegółowo bada już wrocławska prokuratura i policja.