Kilka dni temu media informowały o zagadkowej śmierci Polki i jej trójki dzieci w Szwecji. 20 lipca do domu kobiety wezwano służby ratunkowe w związku z pożarem. Na miejscu oprócz zwłok matki i jednego dziecka odkryto jeszcze dwójkę żywych dzieci z poderżniętymi gardłami. Jedno zmarło w drodze, a drugie po przyjeździe na oddział.
Policja aresztowała 51-letniego mężczyznę, partnera zmarłej. Bośniak był podejrzewany o morderstwo, jednak od początku nie przyznawał się do winy.
Po przeprowadzeniu sekcji zwłok kobiety prokurator zdecydował o zwolnieniu Bośniaka z aresztu. Badając ciało Polki trafiono na nowy trop w sprawie. Na jej ciele znaleziono rany kłute, które miała zadać sobie sama, a wcześniej ranić swoje dzieci.
Ta kobieta miała silną depresję z powodu swoich problemów finansowych - mówi prowadząca sprawę prokurator Helena Treiberg Claeson. Naturalnie nie wiem, czemu wybrałaby takie wyjście z sytuacji, ale musiała być pod ekstremalną presją psychiczną.
To prawdopodobnie ona też śmiertelnie raniła trójkę swoich dzieci – twierdzi z kolei jeden ze szwedzkich dzienników. Policja traktuje to jako samobójstwo rozszerzone, w związku z czym aresztowanego Bośniaka zwolniono.
Powodem tak dramatycznego kroku faktycznie mogła być sytuacja ekonomiczna rodziny. Polka i Bośniak byli poważnie zadłużeni, a w dniu pożaru całą piątkę miano eksmitować.
Mannen som misstänkts för att ha mördat sin fru och tre barn i Gårdsten i Göteborg släpps ur häktet. https://t.co/KKffiAUhdR pic.twitter.com/WTN7hCEhXp