Cztery dni temu minął termin wstrzymania wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej zgodnie z zarządzeniem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Tym samym sprawa stała się międzynarodowa i do lasu ściągają ekolodzy z całego świata, by wesprzeć polskich aktywistów bezsilnych wobec decyzji Jana Szyszki. Nasila się też przemoc nie tylko wobec ekologów, ale i dziennikarzy relacjonujących co tak naprawdę dzieje się w puszczy.
Atmosfera wokół wycinki białowieskiej gęstnieje i najwyraźniej Szyszko czuje, że musi się śpieszyć. Do puszczy wjechały harwestery - bardzo inwazyjny sprzęt pozwalający na bardzo szybką wycinkę. Z sytuacji cieszy się Adam Kraśko, uczestnik programu Rolnik szuka żony, który zdobył sławę właśnie dzięki temu, że żony nie znalazł. "Rolnik bez żony" mieszka we wsi Pasieczniki Duże przyległej do Puszczy Białowieskiej i uważa, że działania Szyszki są dobre.
Moim skromnym zdaniem puszcza jest mordowana, ale przez ekologów, a w zasadzie trzeba powiedzieć - pseudoekologów - zdradził serwisowi wPolityce. Wycinka chorych drzew powinna być przeprowadzona dawno temu, a działania oczyszczania puszczy powinny być systematyczne. To właśnie przez takich pseudoekologów nie było to robione, a to co widzimy teraz, to są tego efekty. Puszcza jest niszczona, ale nie przez działania rządu, ale ekologów. A na dodatek jak mogą nami rządzić inne państwa, czy Bruksela? Niemcy, które swoje tereny leśne i puszcze tak drastycznie wyniszczyły, chcą narzucić swoją wolę ludziom, którzy z terenem Puszczy Białowieskiej mają do czynienia na co dzień, których przodkowie mieszkali tu wielu lat. Przecież tutejsi ludzie wiedzą, jak chronić puszczę i co robić, by ona istniała a także cieszyła następne pokolenia.
Kraśko przyznał też, że wycinka potrzebna jest okolicznym mieszkańcom, bo mają dzięki niej... pracę i opał. Podwyższenie standardów ochrony środowiska oznaczałyby bezrobocie, więc to budzi opór wśród okolicznych drwali i leśników.
Jak najbardziej tak, ta puszcza daje nam pracę, opał. I to nie jest tak, że korzystamy z niej dopiero od kilku lat - przyznał. My żyjemy dzięki niej od wielu wieków. My, ludzie mieszkający tutaj, naprawdę wiemy jak ją chronić.
Minister Szyszko trzy lata temu jeszcze jako poseł alarmował, że zmniejszenie wycinki drzew oznacza zmniejszenie przychodów i destabilizację nadleśnictw. Kraśko się z tym zgadza, a do tego rozumie złożoną politykę dotyczącą ochrony środowiska, gdyż ma porównanie do... chodzenia do lekarza.
Chociaż nie jestem osobiście zwolennikiem PiS-u, to jak najbardziej popieram działania rządu w tej sprawie - zapewnił. Ta wycinka chorych drzew jest naprawdę potrzebna. Proszę zapytać nawet ekologów: gdy zachorują, to gdzie się udają? Do lekarza! Powiem nawet mocniej. Gdy mamy do czynienia z chorobą onkologiczną, to potrzeba radioterapii, chemioterapii, a nawet operacji! Uważam, że kornik drukarz jest dla puszczy takim nowotworem. Żeby ją uratować, trzeba zastosować właśnie takie, zdecydowane metody!
Celebryta podzielił się też plotkami, które usłyszał wśród znajomych, którzy czują się zagrożeni działaniami aktywistów ekologicznych. Dowiedział się, że wykradają warzywa z ogródków, a do tego są opłacani! Nawet po 1000 złotych za dzień, co przy przypinaniu się do drzewa przez miesiąc dałoby 31 tysięcy złotych. A to pomnożone przez liczbę ekologów dałoby sumę, za którą można by zorganizować całe ministerstwo do spraw zakazu wycinki.
Może nie generalizujmy, że wszyscy są dobrzy, czy źli. Ale słyszałem osobiście o przypadkach, gdzie była mowa o kradzieży warzyw z ogródków przez ekologów - podzielił się doniesieniami. To mówili mieszkańcy tych miejscowości, gdzie ci ekolodzy przebywają. Za rękę nikt nikogo nie złapał, więc nie można rzucać konkretnych oskarżeń, ale można się tego domyślać. Słyszałem też głosy, że te protesty to forma zarabiania pieniędzy, że oni nie siedzą tam za darmo. Są po prostu opłacani. Zastrzegam, nie będę mówił o konkretach, bo są to plotki, ale przecież takie oskarżenia się pojawiają.
Na dodatek słyszy się plotki na temat finansowania ekologów. Bo nie ukrywajmy, ale jak człowiek jedzie do puszczy, siedzi tam cały czas, to chyba musi z czegoś żyć, musi za coś zjeść? Siedząc, nie pracują. Jeżeli słyszy się o dniówkach, jakie mają otrzymywać, to szczerze, sam chciałbym tak zarabiać. Plotki mówią o różnych kwotach, od 400 zł nawet do 1000 zł za jeden dzień. To można poprzypinać się do maszyn. Tylko, że z drugiej strony to są straty, które idą w dziesiątkach tysięcy. Kto poniesie koszty stojących maszyn? My, to odbije się na podatnikach. Za głupotę ekologów zapłacimy wszyscy.