Zapowiedź prowadzenia antyimigranckiej polityki była fundamentem prezydenckiej kampanii Donalda Trumpa i po zwycięstwie polityk zaczął wywiązywać się ze zobowiązań. Choć kwestia budowy muru na granicy z Meksykiem - i na jego koszt - pozostaje jeszcze otwarta, prezydent zaczął od zamknięcia granic dla kilku muzułmańskich krajów. Choć z przyczyn ideowych spotkał się z krytyką działaczy o prawa człowieka a nawet papieża, wiele firm było na niego wściekłych z bardzo praktycznych powodów. Zespoły takich korporacji jak Google czy Facebook, mają wielokulturowy charakter, a przez dekret Trumpa ich praca została sparaliżowana.
Największe korporacje uważają różnorodność za swój atut, co dotyczy nie tylko zaplecza kulturowego, ale także płci. Nie znaczy to jednak, że wszystkim pracownikom się to podoba. Jeden z pracowników Googla opublikował w sieci 10-stronicowy manifest, w którym protestował przeciwko... kobietom pracującym w sektorze technologii informatycznych. Twierdzi, że brak takich predyspozycji to kwestia biologii, zaś jego wystąpienie jest aktem zdrowego rozsądku przeciwko "monokulturze politycznej poprawności".
Tekst wywołał burzę w środowisku informatycznym i był gorąco komentowany w korporacji, całej Dolinie Krzemowej oraz poza granicami USA. Skala zjawiska była taka, że przekonania o niższości intelektualnej i technologicznej kobiet były przypisywane Google, co pogłębiało się, im dłużej firma milczała. Do tego pojawiło się doniesienie, potwierdzone w rozmowie z Bloombergiem, że autor tekstu został zwolniony, zaś rzecznik korporacji odmówił komentarzy w tej sprawie.
W końcu prezes korporacji, Sundar Pichai, skrócił swój urlop i napisał obszerną odpowiedź na manifest zwolnionego pracownika. Podkreślił, że choć organizacja szanuje także różnorodność poglądów i opinii, są dla niej wartości fundamentalne, których pracownicy nie mogą podważać bez niszczenia wewnętrznej spójności, a także wizerunku Google'a.
Nasze słowa mają znaczenie - cytuje dokument Business Insider Polska. Ostatnie kilka dni były bardzo trudne. Chcę podzielić się nowymi informacjami na temat manifestu, który krążył po firmie w trakcie ostatniego tygodnia.
Po pierwsze, muszę powiedzieć, że mocno wspieram prawo pracowników Google'a do wyrażania siebie. Na wiele z tematów z manifestu możemy dyskutować, niezależnie od tego, że większość pracowników firmy się z nimi nie zgadza. Części dokumentu naruszają jednak nasz kodeks postępowania i przekraczają granicę, propagując szkodliwe stereotypy dotyczące płci w miejscu pracy. Naszym zadaniem jest przygotowywanie świetnych produktów dla użytkowników - takich, które realnie wpływają na ich życia. Sugerowanie, że część naszych koleżanek ma cechy, które sprawiają, że są biologicznie gorzej przystosowane do tej pracy, jest obraźliwe i nie w porządku. To wbrew naszym podstawowym wartościom i kodeksowi postępowania, który wymaga, by każdy pracownik robił co może, by stworzyć kulturę pracy wolną od nękania, zastraszania, tendencyjności i bezprawnej dyskryminacji.
Manifest miał widoczny wpływ na naszych współpracowników. Niektórzy poczuli się mocno dotknięci i uznają, że są oceniani na podstawie ich płci. Nasi pracownicy nie powinni martwić się za każdym razem, gdy przemawiają podczas spotkań, o to, że muszą udowadniać, że nie są "podatni" zamiast asertywnych, że wykazują "mniejszą tolerancję na stres" czy są "neurotyczni", jak sugeruje manifest.
Jednocześnie istnieją osoby, które zastanawiają się, czy mogą bezpiecznie wyrażać własne opinie na temat miejsca pracy - szczególnie osoby, których poglądy są niepopularne. Czują się zagrożeni i to też nie jest w porządku. Muszą czuć się bezpieczni, jeśli mają odmienne poglądy. Wiele punktów manifestu, jak fragmenty krytykujące szkolenia Google'a, kwestionujące rolę ideologii w miejscu pracy, czy te, w których autor zastanawia się, czy programy dla kobiet i osób w trudnych sytuacjach, są odpowiednio otwarte dla wszystkich. To ważne tematy.
Autor miał prawo wypowiedzieć własne zdanie. Wspieramy środowisko, w którym ludzie mogą tak robić. Nie będziemy podejmować działań przeciw osobom, które wzniecają takie dyskusje.
Te dni były trudne dla wielu osób w naszej firmie. Musimy odnaleźć sposób, w którym będziemy mogli omawiać trudne sprawy. Wszystko jednak w ramach kodeksu postępowania. Zachęcam was do rozmowy z osobami, które mogą mieć inne poglądy od was. Sam będę tak robił w najbliższych dniach.
Byłem na podróży służbowej w Afryce i Europie przez ostatnie kilka tygodni i dopiero co zacząłem rodzinne wakacje. Zdecydowałem się wrócić do firmy, bo widzę, że wiele rzeczy musimy jeszcze przedyskutować - np. jak sprawić, by środowisko pracy nikogo nie wykluczało.