Szafiarki, blogerki i wszelkiej maści influencerki posiadają ogromną rzeszę odbiorców. Kwestią czasu było aż nowymi "idolami" zainteresują się producenci czekający na stosunkowo łatwy zysk. Nie inaczej stało się w przypadku Deynn. Fit-blogerka reklamowała już odżywki, ale też Coca-Colę, napój raczej nie uchodzący za synonim zdrowej diety.
Tym razem trafiła się jej większa "kampania". Marita została twarzą firmy specjalizującej się w sprzedaży tak zwanych perfumetek. Przy okazji na jaw wyszedł specyficzny stosunek Deynn do higieny osobistej. "Fit-celebrytka" zamiast się umyć, woli wylać na siebie litr perfum. Nie chcielibyśmy znaleźć się z Maritą w szatni po treningu.
Wszystko zaczęło się niecałe trzy tygodnie temu, kiedy "fit-blogerka" zamieściła na swoim Snapchacie "spontaniczny" test perfumetek. Trzeba pochwalić Maritę, że tym razem powstrzymała się od bluzgów. No prawie...
Zacznijmy od tego, że gdyby to nie było godne polecenia, to w ogóle bym wam tego nie pokazywała i nie rozwodziła się na temat tych perfumetek, a że zapach pierwszy, którego używam, mnie uwiódł, to po prostu chwilę wam o tym pogadam - zaczęła wyraźnie rozentuzjazmowana.
Jest to flakonik, który zmieści się wszędzie. Zawsze miałam taki problem, że jak szłam na imprezę, to nie brałam takiej butli, bo moja torebka jest wielkości takiej butli, więc psikałam się w domu. Więc jak przy tańczeniu paszka mi się spociła, to po prostu musiałam myć wodą - przyznała.
Ja jestem po prostu cebulą, nie lubię wydawać pieniędzy i często o tym mówię, że lubię oszczędzać. A jak już wydam to żałuję. Mam bardzo duży ból du*y i przeżywam trzy dni - stwierdziła samokrytycznie.
Następnie Deynn zaczęła opowiadać o swoich ulubionych perfumach Chanel, po raz kolejny prezentując dyskusyjne podejście do higieny ciała.
To jest zapach, którym ja się psikam dosłownie wszędzie. Od stóp do głów. I takie coś mi starcza na naprawdę krótki okres czasu. Z miesiąc, dwa. Po treningu, przed treningiem, w trakcie. Mam wrażenie, że śmierdzę, więc się psikam.
Później zaczęła zachwalać "odpowiedniki" za 12 złotych.
Jak wiecie zapachy nie są tanie. A wydawać 600 złotych na miesiąc to jest ból du*y. Niektóre osoby nie mogą sobie pozwolić, aby mieć taką gamę zapachów. Nie każdemu zmieści się do torebki i na wyjazd, po siłowni, na siłowni i gdziekolwiek gdzie chcecie pachnieć - tłumaczyła.
Na sam koniec, Marita zaczęła przekonywać, że odpowiedniki "pachną identycznie".
Zrobiłam sobie taki test, że na lewej ręce psikałam od góry, do dołu tą właśnie perfumetką, na prawej tym oto zapachem i powiem wam, że nie spodziewałam się, że te zapachy oba będą tak trwałe. Bardzo długo trzyma, dlatego też się tym psikam. I zamówię sobie więcej. No naprawdę kozak - zachwalała. Szczególnie polecam Black Opium i Si, a że są to tanie rzeczy, możecie brać ile chcecie. Dodatkowo jest rabat, więc możecie brać jeszcze więcej. Czyli w ch*j! Bez przekleństw miało być. Zaraz wam podam tutaj rabat, więc korzystajcie.
Kwestia oryginalności "odpowiedników", kosztujących kilkanaście złotych wydaje się oczywista. Trudno też oczekiwać, żeby do Deynn znanej głównie z wulgarności zgłosiły się ekskluzywne marki perfum.
Całą sprawą zainteresował się autorka bloga jestpieknie.pl, która na co dzień zajmuje się demaskowaniem podróbek znanych marek. Blogerka poprosiła firmę Chanel o komentarz w sprawie. Przedstawiciele francuskiej marki nie mają złudzeń.
Jesteśmy oczywiście świadomi istnienia stron internetowych jak ta, używających zdjęć i rozpoznawalności największych marek perfumeryjnych w celu sprzedawania podrobionych zapachów. Dla Chanel walka z podróbkami to priorytet, jako że producenci podróbek przywłaszczają sobie ikoniczne projekty i logo naszej marki, żeby dzięki naszej renomie zyskać popularność dla własnych zysków - napisano w oświadczeniu.
Wygląda, więc na to, że perfumy sygnowane przez Deynn są równie autentyczne co jej umięśniony tyłek na Instagramie.
Chcielibyście pachnieć jak Marita? Albo jak Marita po wyjściu z treningu?