Półtora roku temu zrobiło się głośno o odwołaniu prezesów dwóch najsłynniejszych na świecie stadnin koni arabskich - w Michałowie i Janowie Podlaskim. Nowy zarząd mianowany z klucza politycznego mógł tylko obserwować upadek obu stadnin. Właściciele zaczęli zabierać stamtąd swoje konie, zeszłoroczna aukcja Pride of Poland okazała się niewypałem, a na koniec padły dwie bardzo drogie klacze Shirley Watts. Od tego momentu upadek Janowa stał się głośny na całym świecie.
Moment, gdy Watts, jedna z najsłynniejszych hodowczyń koni arabskich na świecie, pozwała stadninę w Janowie, był dla niej jak wyrok skazujący przynajmniej na zapomnienie. W niedzielę odbyła się tam tegoroczna edycja aukcji Pride of Poland. Tym razem tytułową "dumę" zastąpił wstyd, gdyż z 25 wystawionych tam koni sprzedano zaledwie sześć. Uzyskana kwota 410 tysięcy złotych spotyka się z kpinami w świecie hodowców.
Sytuację aukcji skomentowała w TVN24 Alina Sobieszak, dziennikarka magazynu Araby Magazine. Ekspertka podkreśliła, że po zeszłorocznej kompromitacji i obrażeniu części środowiska rynku hodowców koni, zarząd stadniny w Janowie nie zadbał ani o wizerunek, ani o relacje z potencjalnymi nabywcami, ani o promocję i organizację wydarzenia.
To była moja trzydziesta aukcja i nie przeżyłam w ciągu tych 30 lat tak strasznej klęski jaka nas spotkała w dniu wczorajszym - powiedziała Sobieszak W ubiegłym roku blamaż aukcyjny spowodował, że klienci stracili zaufanie. I chyba nowi włodarze stadnin zrobili niewiele, by to zaufanie odzyskać.
Promocja powinna była ruszyć na największej imprezie świata, czyli na Salonie Konia w Paryżu w listopadzie w roku poprzedzającym aukcję. Tymczasem we Francji nie było nikogo. Było pięć koni z Michałowa, ale bez dyrektorów, nie było żadnej informacji ani o terminie aukcji, ani żadnego zwiastuna.
Sobieszak zauważyła też, że sposób, w jaki nowe władze promowały wydarzenie obraził pośredników handlowych, którzy byli istotnymi graczami podczas aukcji. To oni decydowali o robieniu zakupów dla swoich pracodawców i po prostu zaczęli szukać koni w innych stadninach, a na ich miejsce nikt się nie pojawił.
Prowadząc promocję, przede wszystkim mówiło się, że trafimy wreszcie do klientów, że nie będziemy sprzedawać pośrednikom - powiedziała Sobieszak. Jeżeli się obraża pośredników, że przez nich nie będziemy teraz sprzedawać, to pokazali: nie przyjechali, nic nie kupili. Bogaci klienci nie przyjechali, a ci, którzy przyjechali, chyba mieli za cienkie portfele na te konie.
Według ekspertki odpowiedzialność za tę sytuację ponoszą prezesi Sławomir Pietrzak i Maciej Grzechnik, którzy nie tylko nie znają się na hodowli koni, ale do tego nie mają żadnej pozycji w branży.
Zarówno pan prezes Pietrzak i pan prezes Grzechnik, przepraszam za bardzo kolokwialne określenie, są nikim w świecie arabskim - stwierdziła i porównała ich z poprzednimi prezesami stadniny: Byli sędziami, jeździli na pokazy, rozmawiali z hodowcami, z tymi potencjalnymi klientami, w ten sposób robiąc promocję.
Sytuacja, gdy warte setki tysięcy konie zostały sprzedane za ułamek swojej wartości została skomentowana także przez polityków na Twitterze.
Dramat aukcji Pride of Poland 2017. Sprzedano 6 z 25 koni Co by tu jeszcze spieprzyć panowie, co by tu jeszcze? - napisał poseł PO Michał Szczerba. Budowaną przez 200 lat markę polskiej hodowli zniszczyli w 2 lata. Pride of Poland w 2015: 4,5 mln euro. W 2017: 410 tys.
O sprawie napisała też była minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska:
Mój znajomy, który jest w Janowie, napisał: to nie jest aukcja, to jest żebranina.