Poseł Prawa i Sprawiedliwości Dominik Tarczyński ma duże szanse zapisać się w historii obecnej kadencji wyjątkowo wysoką samooceną. Wydaje się zachwycony sobą i wszystkim, co powie w stopniu nieosiągalnym dla większości ludzi.
Tarczyński lubi pouczać osoby, które uważa za niegodne swojego poziomu, zwłaszcza kobiety, że "złożyły mózgi", a także radzi im spadać.
Miesiąc temu Tarczyński, jak na człowieka z klasą przystało, pochwalił się w sieci, że na wakacje poleciał biznes klasą niemieckich linii lotniczych, a jego żona, chociaż ma już 45 lata, nadal trzyma formę. Wyznanie zakończył radą o treści: "Zamknąć gęby, pozerzy". Na dowód zamieścił zdjęcie, na którym żona zdejmuje stanik, przy okazji taktownie wypominając jej wiek.
Ostatnio Dominik znów błysnął. Z dumą pochwalił się na Twitterze nieuprzejmością, z jaką potraktował dziennikarza, proszącego go o wywiad. Zaczęło się od sms-a, którego wysłał mu pracownik Newsweeka i do którego treści ciężko się przyczepić.
Dzień dobry, z tej strony Michał Krzymowski z Newsweeka. Piszę tekst na Pana temat. Możemy się zdzwonić - brzmi treść wiadomości.
Tarczyński najwyraźniej poczuł się obrażony samym posądzeniem, że mógłby rozmawiać z kimś, kto pracuje dla Tomasza Lisa. Żeby koledzy z partii nie podejrzewali go o kolaborację z wrogiem, na wszelki wypadek opublikował swoją chamską odpowiedź.
Zdzwonić to się może Lis z Kingą Rusin. Ja z Wami nie rozmawiam. Won - odpisał dziennikarzowi.
Wygląda na to, że w rodzinie Tarczyńskich nie tylko małżonka jest w formie.
