Przejęcie władzy w Polsce przez Prawo i Sprawiedliwość oznaczało wprowadzenie "dobrej zmiany" na niemal wszystkich płaszczyznach życia Polaków. Rząd postanowił zadecydować m.in. o tym, jak kobiety mają rozporządzać swoimi macicami, jak mamy czcić pamięć o katastrofie smoleńskiej, ile drzew ma rosnąć w kraju, którym sędziom wolno wydawać wyroki, a także jakie informacje pojawiają się w publicznej telewizji oraz którzy artyści są godni, aby się w niej pokazać.
Oczywiście nie zabrakło też intensywnych prac nad jedną z kluczowych kwestii dla przyszłości państwa - edukacją. Jasnym jest, że gdy chce się stworzyć posłuszne i oddane społeczeństwo należy "odpowiednie" poglądy zaszczepiać obywatelom już na etapie szkolnym. Najprościej zrobić to poprzez modyfikację podręczników oraz programu nauczania. W wizji PiS ma on być nasycony "wartościami chrześcijańskimi i patriotycznymi".
W opracowanej właśnie przez minister Zalewską podstawie programowej do języka polskiego dla szkół ponadgimnazjalnych pojawią się więc nowe pozycje, zaś te, na których wyrosły poprzednie pokolenia Polaków w dużej mierze znikną lub zostaną przeniesione do tzw. listy lektur uzupełniających.
Wśród utworów literackich, które uznano za niekorzystne lub zbędne dla budowania świadomości "nowego sortu" młodych Polaków znalazły się m.in. Mistrz i Małgorzata Bułhakowa, Ludzie Bezdomni Żeromskiego, opowiadania Iwaszkiewicza, dramaty dwudziestowieczne Witkiewicza i Różewicza, poezja Czesława Miłosza, Dzieje Tristana i Izoldy oraz Solaris, Stanisława Lema. Co prawda niektóre z nich już dawno przeniesiono na listę lektur rezerwowych, ale wątpliwości budzi to, że zamiast nich jako odpowiednie uznano teksty z odległych epok, praktycznie eliminując twórczość z ostatnich kilkudziesięciu lat. Uczniowie obowiązkowo przerabiają więc Bogurodzicę, Lament Świętokrzyski, Potop Sienkiewicza, Legendę o Św. Aleksym, Kronikę Polską Galla Anonima, Kwiatki Św. Franciszka z Asyżu, Przestrogi dla Polski Staszica czy Raport o stanie wojennym Marka Nowakowskiego.
Na liście obligatoryjnie znalazły się także wiersze ulubionego poety PiS-u, Wojciecha Wencla, który kilka miesięcy temu został nagrodzony przez samego prezydenta odznaczeniem Zasłużony dla Polszczyzny. Wokół nagrody wybuchły wówczas spore kontrowersje, ponieważ wybór laureata spotkał się ze zdecydowanym sprzeciwem złożonej z wybitnych językoznawców Rady Języka Polskiego.
Nie udało nam się znaleźć wypowiedzi kandydata, które dotyczyłyby języka, które popularyzowałyby wiedzę o polszczyźnie, które wskazywałyby na rolę języka w życiu społeczeństwa. Znaleźliśmy za to bardzo zaangażowane politycznie teksty publicystyczne, które zaprzeczają idei etyki słowa: użyty w nich język zamiast łączyć, dzieli, jest nacechowany pogardą wobec osób myślących inaczej niż autor - pisali w oficjalnym uzasadnieniu eksperci RJP.
Sam Wencel nazywany "bardem prawicy smoleńskiej" od lat jest mocno związany ze środowiskiem PiS-owskim. Publikował swoją poezję w Brulionie i Frondzie oraz współzakładał mesjanistyczne czasopismo 44. Pisał także felietony do Gazety Polskiej, wSieci oraz Gościa Niedzielnego - jeden z nich zatytułował nawet My, naród Kaczyńskiego. Wencel przyznał, że katastrofa smoleńska była "centralnym punktem jego życia" i poświęcił jej znaczną część utworów. Jego poezja cechuje się przedstawieniem Polski jako państwa wybranego, umęczonego niczym Chrystus na drodze krzyżowej, który dopiero po katastrofie z kwietnia 2010 roku odradza się w swoich tradycjach i religijnych wartościach.
"O starym życiu nikt już nie pamięta, płoną świece przed pałacem prezydenta. Z matki obcej; krew jego dawne bohatery", "Ścieżka wiedzie przez grób Pański - nie ma innej drogi, trzeba się owinąć w całun biały i czerwony. Gdy przestaną nas hartować strzałem w potylicę, samoloty będą spadać za lub przed lotniskiem (...) a im bardziej bezsensowny twój zgon się wydaje, tym gorętsze składaj dzięki, że jesteś Polakiem. Naród tylko ten zwycięża razem ze swym Bogiem, który pocałunkiem śmierci ma znaczoną głowę" - to tylko niektóre z wersów autorstwa poety.
Ponadto twórczość Wencla cechują brutalne opisy historycznych mordów na Polakach: "Chłopczyku z językiem przybitym do stołu, niezdarnie próbujący utrzymać się na palcach", "Leży na stole naga, rozdzielona piłą do drewna na cztery części" - pisał o ofiarach zbrodni ukraińskich.
Teraz ideologię "smoleńskiego barda" i jego język opisywania rzeczywistości obowiązkowo poznają wszyscy polscy licealiści. Myślicie, że wyjdzie im to na "dobre"?
**Dominik Tarczyński: dzięki kierowcy BOR młody człowiek nie zginął
**