Ostatnie święta Bożego Narodzenia chyba nie były zbyt udane dla Dariusza Michalczewskiego, który od tamtej pory występował w mediach pod skróconą wersją swojego nazwiska. "Dariusz M." został oskarżony o naruszenie nietykalności cielesnej żony oraz znieważenie jej słowami powszechnie uznawanymi za obelżywe. Dziwnym trafem w akcie oskarżenia prokuratura nie wspomniała o narkotykach, które Dariusz M. miał przy sobie podczas zatrzymania.
On sam zresztą nie miał okazji przeczytać informacji o swoich zarzutach w Polsce, bo kilka tygodni po wyjściu z aresztu profilaktycznie wyjechał do Miami, wywożąc z sobą żonę, która poskarżyła się na niego policji. Barbara Michalczewska, z domu Imos, chyba szybko pożałowała swojej wylewności, bo, jak sama stwierdziła, powiedziała wtedy o "dwa-trzy zdania za dużo". Oficjalnie Dariusz wrócił wtedy do domu pijany, a cała wina spadła na Barbarę.
Przypomnijmy: Michalczewska powiedziała policji, że mąż ZNĘCAŁ SIĘ NAD NIĄ OD 7 LAT? "Teraz tego żałuje"
Teraz w sprawie Dariusza M. zapadł już wyrok, jednak, co ciekawe, prokuratura nie chce potwierdzić, że Michalczewscy mieli założoną Niebieską Kartę. Chodzi podobno o dobro śledztwa.
Zważywszy na charakter zdarzeń, co do zasady przy tego typu przestępstwach oraz to, że postępowania przed sądem toczą się z wyłączeniem jawności, prokuratura nie ujawnia informacji odnośnie zakładania "Niebieskich Kart" dla pokrzywdzonych - skomentowała prokurator Tatiana Paszkiewicz w rozmowie z Interią.
Mimo prawdopodobieństwa istnienia Niebieskiej Karty oraz posiadania niedozwolonych substancji, wyrok Michalczewskiego jest nad wyraz łagodny. Jak dowiedziało się Twoje Imperium, Darek musi zapłacić... trzy tysiące złotych.
Przypomnijmy, że jego majątek wyceniany jest na 50 milionów złotych. Rok temu chwalił się jeszcze, że nie wychodzi z domu za mniej niż 100 tysięcy złotych, bo po prostu mu się to nie opłaca.