Ostatnie tygodnie sierpnia upłynęły pod znakiem informacji o kilku brutalnych przestępstwach popełnionych na młodych kobietach. Jedną z nich była 20-latka ze Zduńskiej Woli, która została zamordowana w łódzkim mieszkaniu swojego konkubenta. Jej zwłoki w samym biustonoszu włożono do wersalki, gdzie przeleżały aż 11 dni i po ich odkryciu były w stanie częściowo uniemożliwiającym sekcję. W sprawie popełniono szereg błędów, a funkcjonariusze policji od początku kłamali w notatkach służbowych. Wobec nich prowadzone jest już postępowanie dyscyplinarne.
Zobacz: Zwłoki 20-latki z Łodzi przez 11 dni GNIŁY W WERSALCE! "Policjanci skłamali w notatkach służbowych"
Nieco lepiej poszło policji zatrzymanie podejrzanego, Artura W., chłopaka z którym ofiara związała się na około miesiąc przed śmiercią. Od początku to właśnie on był głównym podejrzanym w sprawie. W. ostatnie dni spędził przemieszczając się po Polsce aż został zatrzymany we wtorek na przystanku autobusowym w Koszalinie. Ponoć liczył się z tym, że zostanie ujęty i nie stawiał oporu. W środę odbyło się przesłuchanie, w trakcie którego przyznał się do zamordowania Kai Wiśniewskiej. Tragicznej nocy Artur W. miał pokłócić się z dziewczyną, a następnie zacząć ją dusić.
Podejrzany opisał przebieg wydarzeń zarówno samej zbrodni, jak i sposobu postepowania już po jej popełnieniu. Z jego relacji wynika, że w nocy z 14 na 15 sierpnia doszło do awantury. Powodem agresji były zastrzeżenia co do sposobu postępowania 20-letniej partnerki. Można powiedzieć, że awantura była rozłożona w czasie, eskalacja przemocy nastąpiła ok. godziny 2.00. Wówczas to doszło do pozbawienia kobiety życia przez uduszenie - poinformował rzecznik łódzkiej prokuratury, Krzysztof Kopania.
Według zeznań podejrzanego, w momencie umieszczania zwłok w wersalce nie był pewien, czy ofiara jest martwa, dlatego dołożył wielu starań, aby nie wydostała się ze środka.
Nad ranem podejrzany zdecydował się ukryć zwłoki w wersalce, jednak nie miał pewności, czy ofiara nie żyje. Zakrył usta, związał ciało i schował w wersalce, następnie na łóżko, w której znajdowała się kobieta, położył kolejną wersalkę i fotel.
Rzecznik dodaje też, że W. miał w planie porwać 2,5-letniego syna zamordowanej kobiety, jednak ostatecznie oddał go rodzinie. Nie jest jasne, czy dziecko widziało sam moment morderstwa oraz zwłoki matki. Podejrzany twierdzi, że chłopiec w chwili awantury spał, co jest raczej mało prawdopodobne.
Wiemy, że na chwilę się obudził. Z relacji podejrzanego wynika, że prawdopodobnie dziecko nie widziało samej zbrodni, jak i ciała swojej matki. Mamy jednakże poważne wątpliwości co do wiarygodności i rzetelności relacji w tym zakresie - przyznaje Kopania.
Prawdopodobną przyczyną kłótni była informacja o ciąży kobiety.
Z relacji podejrzanego wynika, że uzyskał od swojej ofiary informacje o tym, że jest ona w ciąży. Nie traktował jednakże tych przekazów jako wiarygodnych, nie widział żadnego dokumentu, żadnego wyniku badań, które te dane by potwierdziły. Dlatego też stwierdził, że nie wierzył swojej partnerce - dodaje rzecznik.
Zamordowanie Kai to nie pierwsze przestępstwo jakiego dopuścił się Artur W. Mężczyzna odsiadywał wcześniej wyrok czterech lat więzienia za brutalny gwałt i pobicie w Wielkiej Brytanii. Był także karany za "uszkodzenie ciała" w Niemczech, w 2015 roku. Chcąc zatuszować swoją kryminalną przeszłość, zmienił nazwisko.
Będziemy weryfikować informacje co do jego karalności i odbywania przez niego kary pozbawienia wolności. Prawdopodobnie zajdzie konieczność uzupełnienia zarzutów i przyjęcie, że działał w warunkach recydywy - mówi rzecznik Kopania, dodając że w trakcie składania zeznań podejrzany nie okazywał "emocji", a jego relacja była "bardzo obszerna". Sąd orzekł wobec niego trzymiesięczny areszt.