W tym roku polską opinię publiczną szczególnie zszokowały: ciągle niewyjaśniona sprawa Magdaleny Żuk, która sama pojechała do Egiptu i tam, być może, padła ofiarą mafii handlującej ludźmi lub gwałtu, Krzysztof Rutkowski nie wyklucza nawet, że zbiorowego oraz gwałt czterech imigrantów afrykańskiego pochodzenia na Polce w Rimini. Wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki nazwał ich bydlakami i zagroził torturami oraz śmiercią.
Zobacz: Wiceminister sprawiedliwości o gwałcicielach Polki w Rimini: "KARA ŚMIERCI DLA TYCH BYDLAKÓW!"
Niestety, okazuje się, że kiedy do gwałtu na Polce dochodzi w ojczyźnie i sprawcami nie są cudzoziemcy lecz Polacy, przestępstwo jest traktowane dużo lżej. A nawet, jak ujawnia jedna z ofiar gwałtu, która od czterech lat czeka na sprawiedliwość, porównywalnie z kradzieżą roweru. Do tragedii doszło w 2013 roku na szkoleniu pracowników Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Elblągu. Aleksandra, mężatka, matka dwojga dzieci, pełniła tam rolę tłumaczki. Po oficjalnej kolacji została dwukrotnie zgwałcona przez ratownika medycznego Mariusza C., podczas gdy jego kolega Jarosław G. zmuszał ją do wykonywania innych czynności seksualnych.
Zgwałcił mnie dwa razy. Był silny. Muskularny. Śmiał się z mojej choroby. Pamiętam, jak śmiał się też, że mam duży brzuch, na co odpowiedziałam, że właśnie poroniłam - wspomina kobieta w rozmowie z Faktem. Gwałcił mnie dalej. Potem był krótki atak padaczki. Widział chyba, że w czasie ataku nie mogę kontrolować ciała i po nim stałam się taka słaba… Zresztą ciągle, od początku byłam słaba, przerażona, płakałam, prosiłam by przestał, mówiłam o tym, że on ma żonę, ja męża i dzieci, a on wkładał łapska we mnie, przewrócił mnie na ziemię, czułam go w sobie, ten ogromny ból, rozrywający…
Kobieta natychmiast zgłosiła sprawę na policję. Podała nazwiska sprawców oraz rysopisy, a na jej ciele, oprócz śladów przemocy, znajdowało się ich DNA. Wydawało się, że sprawa jest oczywista. Niestety, żaden z policjantów nawet nie podniósł się zza biurka, nie wspominając o aresztowaniu sprawców. Zgodnie z polską "tradycją", zgwałcona kobieta została potraktowana jak przestępczyni, chcąca narobić kłopotów niewinnym mężczyznom, którzy chcieli się tylko zabawić.
Pomimo tego, że podałam nazwiska sprawców, policjanci nie zamierzali ich niepokoić. Nikt się do nich nawet nie pofatygował. To ja zostałam potraktowana jak przestępca. Po dwóch tygodniach od złożenia zawiadomienia o gwałcie policja umorzyła sprawę. Dlaczego? Tego nie wiem do dziś. Musiałam wynająć prawnika, by na własną rękę dochodzić sprawiedliwości -wspomina zgwałcona kobieta.
W maju 2015 roku sąd wydał wyrok dla obu mężczyzn w zawieszeniu. Żaden z nich nie spędził ani jednego dnia w więzieniu.
Jeden z nich mieszka blisko mnie. Na myśl, że mogłabym go spotkać czuję wstręt i strach. Dlaczego nigdy nie zostali zatrzymani? Przecież podałam policji ich nazwiska, na moim ciele znaleziono DNA oprawcy, a oni sami na początku do wszystkiego się przyznali. Czego trzeba więcej? - pyta rozgoryczona kobieta. Upokorzono mnie na wszystkie możliwe sposoby. Podczas licznych przesłuchań musiałam godzinami opowiadać o tym, jak tamtego wieczoru byłam ubrana, jaką miałam spódnicę, jakie majtki, ile wypiłam, jak wyglądał członek mojego oprawcy, jaki był kolor jego majtek. Kiedy się pomyliłam, usłyszałam, że kłamię, że konfabuluję. Na każdym kroku sprawdzano moją wiarygodność, podczas gdy ich wiarygodności nikt nie sprawdzał. To ja przez cały czas byłam i nadal jestem traktowana jak przestępca.
Organizacje, przeciwdziałające przemocy wobec kobiet od dawna alarmują, że liczba gwałtów w Polsce jest zaniżona, bo ofiary boją się zgłaszać na policję, w obawie, że zostaną potraktowane tak jak bohaterka tej smutnej historii. Na dodatek minister zdrowia Konstanty Radziwiłł obiecał gwałcicielom, że zwiększy ich szanse na poczęcie dziecka, odmawiając zgwałconym kobietom przepisania recepty na "pigułkę po".
Po nagłośnieniu mojej sprawy napisało do mnie wiele ofiar gwałtów - ujawnia Aleksandra. Sprawy większości z nich zostały umorzone. Moja sprawa toczy się już czwarty rok. W tym czasie moje ataki padaczki nasiliły się, mam stany lękowe i depresję. Na to wszystko patrzą moje dzieci. Nikt nigdy nawet nie zaproponował mi pomocy psychologicznej. Za wszystko płacę sama, za psychoterapię, za prawnika. Tymczasem, moi oprawcy wiodą normalne życie. Czy gdyby zgwałcili mnie uchodźcy, byliby już w więzieniu…? Mam nadzieję, że dostaną wyroki bez zawieszenia, ponieważ podczas pierwszej rozprawy dostali śmieszne kary, porównywalne do kradzieży roweru. Może gwałt w Rimini w końcu coś zmieni, choć życzyłabym z całego serca tej skrzywdzonej kobiecie, żeby nigdy do niego nie doszło. Ogromnie jej współczuję.
_
_