Piątego października miną trzy lata od śmierci Anny Przybylskiej. Jedna z najpiękniejszych polskich aktorek odeszła w wieku zaledwie 35 lat, u szczytu kariery. Osierociła troje dzieci. Jak wspomina wieloletni przyjaciel i, jak sam twierdzi, odkrywca talentu Przybylskiej, Radosław Piwowarski, dzień jej pogrzebu był wyjątkowy. Ludzie autentycznie rozpaczali po śmierci młodej, pięknej kobiety, która wydawała się mieć wszystko, o czym można w życiu zamarzyć.
Raptem miasto całe na biało, ludzie stoją i płaczą - przypomniał niedawno w Vivie. Policja zatrzymuje ruch, wojsko salutuje. Nigdy tak na nią nie patrzyłem, a wtedy dotarło do mnie, że na naszych oczach narodził się mit, bo młodo umarła.
Rodzina zmarłej przez długi czas unikała rozmów z mediami na jej temat. Szlaki przetarł partner życiowy Ani, ojciec jej trójki dzieci, Jarosław Bieniuk, udzielając w maju poruszającego wywiadu o ich miłości.
Ostatnio zaś siostra Przybylskiej, która jeździła z nią po lekarzach i towarzyszyła na każdym etapie choroby, postanowiła opowiedzieć Annie Maruszeczko, jak przebiegło ostatnie półtora roku życia aktorki. Agnieszka Kubera, pracująca w gabinecie tomografii komputerowej, przyznaje że zanim jeszcze cokolwiek wyszło w badaniach, Przybylska miała przeczucie, że coś jej znajdą.
Ona obsesyjnie drążyła temat, co mnie doprowadzało do szału - wspomina siostra zmarłej aktorki w Urodzie Życia. Mówię: "Anka, ja nie pracuję w tym zawodzie od dzisiaj. Na niektóre choroby naprawdę trzeba sobie zasłużyć". "Naprawdę coś mi jest". "Ale boli cię?". "No nie". "Jesteś po prostu za chuda…". Ale ona tak szukała, aż znalazła_. Zadzwoniła do mnie i mówi: "Słuchaj, coś mnie pobolewa. Zrobiłam gastroskopię, ale tam nic nie było. Zrobiłam USG, i jest coś do przeleczenia. Taki stan zapalny, ma zniknąć po dwóch tygodniach". Ale to nie zniknęło. To był piątek, godzina 12. "W poniedziałek przyjdziesz do mnie na tomografię", uspokajałam. Ona była niecierpliwa, zadzwoniła jeszcze raz: "A jak ja bym rezonans zrobiła?". "Gdzie ja ci przed weekendem rezonans załatwię?". "Zapłacę. Zadzwoń do koleżanek, niech mnie jutro przyjmą". Zadzwoniłam i niby w żartach mówię do znajomej doktor: "Ale jakby coś było, to mi powiedz". "Przestań, gdzie, u młodej dziewczyny?!"._
Następnego dnia Ania zadzwoniła, żebym popilnowała dzieci, a sama pojechała na badania. Zanim wróciła, lekarka zdążyła do mnie zadzwonić: "Tu coś jest - mówi - ale na razie się nie martw, bo jeśli nawet, to pewnie zmiana łagodna". Na to wchodzi Ania: "Wiesz co, doktor powiedziała, że tam nic nie ma". Potem wróciłam do rozmowy z lekarzem: "Przecież nie powiem dziewczynie, która wsiada do auta, że ja już coś widzę". Wieczorem zadzwoniła, że musimy Ance załatwić wizytę u chirurga. Zrobili jej kolejne USG, ale cały czas obowiązywała wersja o zmianie łagodnej. Dopiero na stole operacyjnym okazało się co innego.
Niestety, operacja, która miała wyeliminować problem, okazała się początkiem końca. Lekarz, który wyciął zmianę nowotworową, co do której wszyscy mieli nadzieję, że okaże się łagodna, nie miał dobrych wiadomości.
Po operacji lekarz powiedział: "Mam dwie wiadomości. Jedna jest taka, że zmiana została całkowicie wycięta, z marginesem, a druga - że wnioskując z koloru, kształtu i konsystencji, nie jest to zmiana łagodna". Nikt się nie spodziewał, że to będzie rak, najwyżej coś, co można przeleczyć na przykład hormonami - tłumaczy Kubera. Powiem szczerze: myśmy myśleli, że komu jak komu, jej się musi udać. Mówiłam: "Anka, bez przesady… Robota, talent, uroda, fajne dzieci i facet. Wszystko jest. To z chorobą sobie nie poradzisz?". Potem, gdy już wiedzieliśmy, że jest niefajnie, uczepiliśmy się statystyk. "Na bank jesteś w tych dwóch procentach, które dożywają pięciu lat!".
Niestety, Przybylskiej udało się przeżyć 18 miesięcy od diagnozy.
Przez jakiś czas jest stabilnie, a potem wszystko się na człowieka sypie - tłumaczy jej siostra. Kiedyś Anka powiedziała, a jeszcze nie była tak strasznie wymęczona chorobą: "Przychodzi taki moment, kiedy pacjent chce umrzeć, a i rodzina chce, żeby odszedł". Pamiętam to jak dziś. Siedziała w kuchni przy stole i piła herbatę ze swoją agentką Gosią. Jarek karmił Jasia, a ja, połykając łzy, nakładałam coś na talerz.
_
_
**Blogerka: "LEKARZE CELOWO PRZEDŁUŻAJĄ DIAGNOZĘ, żeby prawny moment na aborcje minął"
**